środa, 3 sierpnia 2022

EXPO 2020 - dzień 2, część 2

 I tak minęło już południe, a my dotarliśmy dopiero do końca Mobility District. Jeszcze tyle pawilonów chciałoby się odwiedzić... Tymczasem jednak na chwilę zainteresowała nas południowa parada przez Pawilonem Mobility.






Pawilon Australii zainteresował nas nie tylko wyglądem, ale też i funkcjonującą przed nim niewielką restauracją i dochodzącymi z niej dźwiękami muzyki.



Australia w swoim pawilonie pokazywała bardzo silne związki obecnego państwa z nieco zapomnianą i odsuwaną w niepamięć kulturą rdzennych mieszkańców kontynentu - Aborygenów...


Aborygeni patrzyli w niebo i mieli swoją interpretację gwiazdozbiorów...







Na tej interpretacji nieba opierała się też australijska prezentacja...


Wychodzimy pod wrażeniem prezentacji i zmierzamy w kierunku gigantycznego, odbijającego światło Pawilonu Mobility. Niestety kolejki do wejścia odstraszają, a priorytetu wejścia dla emerytów tutaj nie było......



W ogólnym hałasie dochodzą do nas dźwięki znajomej muzyki... Jakoś kojarzy się nam to tango z poprzednią wyprawą do Argentyny. Idąc na słuch dochodzimy na piękną prezentację argentyńskiego tanga i zostajemy tu do końca pokazu. Warto było...








Tango to jednak ruch, żywioł, dopracowane kroki. Nie odda tego żadne zdjęcie, więc przy okazji nakręciliśmy nieco filmu...


Po pokazie tanga ruszamy w kierunku Pawilonu Mobilności, ale szans na wejście nie ma. Podziwiamy więc pawilon wokół...









Trzeba przyznać, że projekt jest niezmiernie ciekawy, jak większość obiektów na EXPO.






Nie dziwi nas, że przed Pawilonem Mobilności znalazła się rzeźba koni - w końcu koń to od wieków jeden ze środków pozwalających na mobilność...


Skoro nie udało się wejść do Pawilonu mobilności to idziemy dalej poszukać czegoś ciekawego.


Po kilku krokach naszą uwagę przyciąga nazwa kolejnego wystawcy: Eswatini. Gdzie to i co to za państwo. Nigdy o nim nawet nie słyszeliśmy, więc jak tu nie wejść i nie obejrzeć...


Okazuje się, że Eswatini, to dawniej: Suazi, Ngwane czyli śródlądowy afrykański kraj między Mozambikiem i Południową Afryką. No to jesteśmy "w domu"...





Eswatini na swojej ekspozycji prezentuje też lokalne specjalności - Afrykańskie sosy serwowane na krakersach. Wprawdzie przemiła pani obsługująca to stanowisko ostrzega, że niektóre z sześciu oferowanych do degustacji sosów są autentycznie ostre i palące jak słońce Afryki, ale jak odmówić sobie degustacji. W końcu różnych przysmaków już próbowaliśmy... 




Mina Małego okazała się być bardziej wyrazista... Ciekawość...


Niepewność...



Doświadczenie...


Oczy coraz szerzej otwarte...


I efekt końcowy... Ten sos był autentycznie bardzo ostry - ostrzejszy niż jerk z Jamaiki...


Pozostawiamy za sobą doświadczenie Eswatini i Pawilon mobilności...


... mijamy pawilon Francji...


... i zmierzamy do pawilonu Tajlandii. Nie możemy ominąć pawilonu kraju, z którego mamy tak wiele wspaniałych wspomnień. No i którego kulinarna strona jest jedną z naszych ulubionych wycieczek smakowych.



Przed pawilonem trwają przygotowania zespołu jazzowego do koncertu...


Zaraz po wejściu do pawilonu (w grupach na rozpoczynającą zwiedzanie prezentację) widzimy znajome nam motywy...







Podobała się nam prezentacja Tajlandii... No cóż, trzeba przyznać, że tęsknimy za tamtymi klimatami i czekamy, kiedy otworzą się znowu pełne możliwości podróżowania po Tajlandii. A teraz tylko jeszcze prezentacja...


Tuż obok Tajlandii rozgościła się Belgia z bogatą zielenią na elewacji...


A zaraz dalej pawilon Polski... oglądaliśmy zdjęcia i filmy z pawilonu i nie zachwyciły nas więc   ruszamy dalej w naszych poszukiwaniach ciekawych wystaw i prezentacji...



Jesteśmy zauroczeni Azją i na naszej liście destynacji do odwiedzenia wysokie miejsce zajmuje kolejny kraj, którego pawilon odwiedzamy - Nepal... 



Nepal to oczywiście stupy, Budda, Yeti, Kali i Kumari...










Następny pawilon indywidualny, bardzo ciekawy z wyglądu stworzyła Korea Południowa, ale nie bardzo mamy siłę chodzić piętra po schodach...




I tak przeszliśmy z Dystryktu Mobilności na teren bardziej wypoczynkowy - Jubilee.
Tu jedną z większych atrakcji jest podnoszony taras widokowy - Garden in the Sky - Podniebny Ogród, z którego można spojrzeć na EXPO z góry...



Aleją zacienianą przez stado ptaków ruszamy dalej...


No i trudno nie zrobić sobie zdjęcia z takim sercem...


Mijamy pawilony Wenezueli i Kuwejtu...



... i dochodzimy do kolejnego pawilonu z naszej listy życzeń - Uzbekistanu.






W pawilonie Uzbekistanu działała również restauracja, gdzie można było zjeść przysmaki uzbeckiej kuchni, w tym sławny pilaw...



A w międzyczasie zaszło słońce i na EXPO zapaliły się światła...





To, że zrobiło się ciemno nie znaczy, że zakończyliśmy już podróż po EXPO 2020, ale o tym w kolejnym wpisie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz