Rano postanawiamy odwiedzić na lokalny targ. Dowiedziałam się, że tylko tam kupię balijską pastę krewetkową (bez niej szkoła gotowania pójdzie na marne


Oczywiście przed targiem obowiązkowo stoi świątynia.
Targ to jeden wielki koszmar.
Kupienie Terasi okazało się być wyczynem na miarę zdobycia Mount Batur






Do hotelu wracamy przez plażę.
Wybór rozrywek dla każdego

Świątynia
Obok świątyni coś dla lubiących zabawę i tańce.
Na głodnych świnka czeka.
Plaża
Po wizycie na targu i stresach zakupowych idziemy poleniuchować

Przygotowania do ślubu, który ma być o 16.00. Niestety my na tę godzinę jesteśmy umówieni z kierowcą na jazdę do Jimbaran.
Poprzedniego dnia zamówiliśmy kierowcę, który ma nas zawieźć do Jimbaran na romantyczny zachód słońca i na naszą ostatnią kolację na Bali

Po drodze, jeszcze w Kucie spodobał nam się pomnik to go focimy

Do Jimbaran specjalnie wyjechaliśmy na ponad dwie godziny przed zachodem słońca. Mamy świadomość, że jak my jedzie więcej, a chcemy jeszcze trochę połazikować na miejscu

Kierowca przywozi nas do "swojej" restauracji. My stwierdzamy, że najpierw idziemy trochę pozwiedzać okolicę, a później wrócimy i zdecydujemy, której restauracji zjemy.
Trafiamy na powrót rybaków, tego dnia mieli bardzo udane łowy
Nie wszyscy wracali zadowoleni. Przypływały też łodzie puste lub prawie puste.
Idziemy na spacer na molo.
Z jednej strony mamy widok na pas startowy lotniska.
z drugiej strony na restauracje i plaże w Jimbaran.
oraz "port" rybacki
Najfajniejszym miejscem w Jimbaran był targ rybny.
Targ w Jimbaran był jedynym targiem na Bali, który nam się spodobał


Na targu istnieje możliwość zakupienia wybranych okazów i przygotowania ich za parę groszy na miejscu. Namawiali nas na skorzystanie, ale my chcieliśmy iść do restauracji. Myślę, że popełniliśmy duży błąd, ale cóż jeszcze tego nie wiedzieliśmy

Przed wyjazdem naczytaliśmy się jak wspaniałe i romantyczne są kolacje w restauracjach na plaży. Idziemy poszukać fajnej z interesującym menu. Okazuje się, że we wszystkich menu jest identyczne i ceny też bardzo podobne. Właściwie nie ma znaczenia gdzie się usiądzie.
Szukamy restauracji, która będzie miała wolny stolik w pierwszej linii. Większość stolików jest już porezerwowanych dla grup, które przyjeżdżają przed samym zachodem słońca.
Znajdujemy stolik i zamawiamy zestaw dla dwojga oraz napoje. Prosimy o przyniesienie jedzenia dopiero po zachodzie słońca.
Idziemy pstrykać focie
Zrobienie sobie fotek bez ludków nie jest możliwe. Tłumy, głównie skośnych, latają jak poparzeni nad brzegiem i wyginają się do zdjęć

Jeszcze nie ma właściwego zachodu słońca, a kelnerzy już roznoszą zamówione dania. Nikt nie zwraca uwagi, że przy stołach jest pusto bo wszyscy biegają z aparatami. Stawiają jedzenie, które za chwilę, ze względu na silny wiejący od morza wiatr będzie zimne czyli niezjadliwe, bo kto lubi zimne owoce morza

Jedzenie na stole a tu najładniejsze widoki się zaczynają

Po zachodzie słońca zaczynają się pokazy tańców balijskich. Artyści występują po kolei w wybranych restauracjach. U nas były dwa pokazy, oba mocno średnie.
Czy ktoś tu zwraca uwagę na tańce?
Pomiędzy stolikami chodzi również "kwartet smyczkowy" i na zamówienie przygrywa do kotleta. Nie jestem znawcą nie mam słuchu, ale uszy mnie bolały oj bolały

Restauracja, w której jedliśmy .
Lord Ganesh .
Z mieszanymi uczuciami wracamy do hotelu.
Jeszcze wspomnę o kolejnej próbie przekrętu. Kelner przyniósł rachunek. Mówimy, że będziemy płacili w dolarach niech nam przeliczy ile mamy zapłacić. Kolo podrapał się po mądrej główce i napisał 80$. Ja mało z krzesła nie spadłam i mówię co? Jak tyś to chłopie przeliczył? Biorę telefon od Dużego, bo bez kalkulatora to ja wymiękam i zaczynam liczyć


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz