piątek, 5 maja 2017

Bali - dzień czternasty

Przedostatni dzień naszych wakacji na Bali, jutro wylatujemy do Kuala Lumpur.


Rano postanawiamy odwiedzić na lokalny targ. Dowiedziałam się, że tylko tam kupię balijską pastę krewetkową (bez niej szkoła gotowania pójdzie na marne Cray 2). Targ czynny jest do 10.00 z mapy wynika, że jest niedaleko od hotelu i łatwo go znajdziemy Dirol. Szybka decyzja, nie bierzemy taksówki, idziemy piechotą. Popełniliśmy ogromny błąd. Targ okazał się być w zupełnie innym miejscu niż wskazywała mapa. Szliśmy na niego ponad pół godziny, parę razy pytaliśmy lokalsów o drogę. Na szczęście trafiliśmy.


Oczywiście przed targiem obowiązkowo stoi świątynia.





Targ to jeden wielki koszmar.






Kupienie Terasi okazało się być wyczynem na miarę zdobycia Mount Batur Dash 1. Nikt nie kumał o co nam chodzi Crazy, pokazywałam nawet karteczkę z wypisaną nazwą i g..... Odsyłali nas do kolejnych stoisk, na których sprzedawczynie tylko kiwały głowami i pytały koleżanki, które nas odsyłały dalej i dalej............ Już straciliśmy nadzieję, aż tu nagle pojawiła się młoda dziewczyna, która zaprowadziła nas na stoisko, gdzie babeczki miały pastę skrzętnie schowaną pod ladą Preved. Okazało się, że jest to jedyne miejsce na całym targu, gdzie można nabyć pastę Wacko. Ale nam ulżyło, możemy ewakuować się z tego niezbyt fajnego miejsca. Kochamy włóczenie się po targach, ale nie na Bali Beee. Ogólnie panujący smrodzik, zaduch i brud są ciężkie do zniesienia Wacko.


Do hotelu wracamy przez plażę.

Wybór rozrywek dla każdego Biggrin czyli:


Świątynia


 
Obok świątyni coś dla lubiących zabawę i tańce.



 Na głodnych świnka czeka.





Plaża






Po wizycie na targu i stresach zakupowych idziemy poleniuchować Biggrin. Targ nas mocno zmęczył.



 












Przygotowania do ślubu, który ma być o 16.00. Niestety my na tę godzinę jesteśmy umówieni z kierowcą na jazdę do Jimbaran.





Poprzedniego dnia zamówiliśmy kierowcę, który ma nas zawieźć do Jimbaran na romantyczny zachód słońca i na naszą ostatnią kolację na Bali Preved.


Po drodze, jeszcze w Kucie spodobał nam się pomnik to go focimy Biggrin





Do Jimbaran specjalnie wyjechaliśmy na ponad dwie godziny przed zachodem słońca.  Mamy świadomość, że jak my jedzie więcej, a chcemy jeszcze trochę połazikować na miejscu Smile.


Kierowca przywozi nas do "swojej" restauracji. My stwierdzamy, że najpierw idziemy trochę pozwiedzać okolicę, a później wrócimy i zdecydujemy,  której restauracji zjemy.


Trafiamy na powrót rybaków, tego dnia mieli bardzo udane łowy











Nie wszyscy wracali zadowoleni. Przypływały też łodzie puste lub prawie puste.









Idziemy na spacer na molo.
Z jednej strony mamy widok na pas startowy lotniska.





z drugiej strony na restauracje i plaże w Jimbaran.





oraz "port" rybacki





Najfajniejszym miejscem w Jimbaran był targ rybny.


 















Targ w Jimbaran był jedynym targiem na Bali, który nam się spodobał Biggrin. Warto było go odwiedzić Preved.
Na targu istnieje możliwość zakupienia wybranych okazów i przygotowania ich za parę groszy na miejscu. Namawiali nas na skorzystanie, ale my chcieliśmy iść do restauracji. Myślę, że popełniliśmy duży błąd, ale cóż jeszcze tego nie wiedzieliśmy Crazy.


Przed wyjazdem naczytaliśmy się jak wspaniałe i romantyczne są kolacje w restauracjach na plaży. Idziemy poszukać fajnej z interesującym menu. Okazuje się, że we wszystkich menu jest identyczne i ceny też bardzo podobne. Właściwie nie ma znaczenia gdzie się usiądzie.
Szukamy restauracji, która będzie miała wolny stolik w pierwszej linii. Większość stolików jest już porezerwowanych dla grup, które przyjeżdżają przed samym zachodem słońca.












Znajdujemy stolik i zamawiamy zestaw dla dwojga oraz napoje. Prosimy o przyniesienie jedzenia dopiero po zachodzie słońca.






 Idziemy pstrykać focie







Zrobienie sobie fotek bez ludków nie jest możliwe. Tłumy, głównie skośnych, latają jak poparzeni nad brzegiem i wyginają się do zdjęć Lol





Jeszcze nie ma właściwego zachodu słońca, a kelnerzy już roznoszą zamówione dania. Nikt nie zwraca uwagi, że przy stołach jest pusto bo wszyscy biegają z aparatami. Stawiają jedzenie, które za chwilę, ze względu na silny wiejący od morza wiatr będzie zimne czyli niezjadliwe, bo kto lubi zimne owoce morza Dash 1.








Jedzenie na stole a tu najładniejsze widoki się zaczynają Dash 1.










Po zachodzie słońca zaczynają się pokazy tańców balijskich. Artyści występują po kolei w wybranych restauracjach. U nas były dwa pokazy, oba mocno średnie.






Czy ktoś tu zwraca uwagę na tańce?








Pomiędzy stolikami chodzi również "kwartet smyczkowy" i na zamówienie przygrywa do kotleta. Nie jestem znawcą nie mam słuchu, ale uszy mnie bolały oj bolały Lol. Tragedia!!!!


 Restauracja, w której jedliśmy .





 Lord Ganesh .





Z mieszanymi uczuciami wracamy do hotelu.


 Jeszcze wspomnę o kolejnej próbie przekrętu. Kelner przyniósł rachunek. Mówimy, że będziemy płacili w dolarach niech nam przeliczy ile mamy zapłacić. Kolo podrapał się po mądrej główce i napisał 80$. Ja mało z krzesła nie spadłam i mówię co? Jak tyś to chłopie przeliczył? Biorę telefon od Dużego, bo bez kalkulatora to ja wymiękam i zaczynam liczyć Crazy. W tym czasie kolo mówi: "a to ja pójdę sprawdzę kurs" i poszedł w siną dal. Wyszło mi, że powinniśmy zapłacić jakieś 47$. Kolo po 20 min wraca i przynosi rachunek na 55$. Zapłaciliśmy, ale słowa przepraszam za próbę przekrętu nie usłyszeliśmy.Mamba No cóż to jest Bali, tu trzeba być przygotowanym na wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz