środa, 14 czerwca 2017

Kambodża dzień trzeci

Dzisiejszy dzień zaczynamy od zwiedzanie największej i najbardziej znanej świątyni w kompleksie Angkor, czyli Angkor Wat. W dosłownym tłumaczeniu Angor Wat to "Świątynia Miejska"
Świątynia Angkor została zbudowana przez Surjawarmana II w XII w i poświęcona była  Wisznu, z którym, jako władca-bóg, król ten się identyfikował.  Mury świątyni zbudowano z laterytu ze względu na jego dużą twardość.
Jeden z największych skarbów Angkor Wat to kamienny „arras” ciągnący się na długości ponad 900 metrów, na którym widnieje prawie 20 tysięcy postaci przedstawiających realistyczne sceny z Ramajany i Mahabharaty, oraz sceny przedstawiające codzienne życie dworu. W świątyni znajduje się też najsłynniejsze  dzieło w sztuce Khmerów tzw. ubijanie "Morza Mleka. Płaskorzeźby w całym Angkor malowano początkowo na wiele kolorów. Część malunków zachowała się do dzisiaj.Angkor Wat to największy obiekt sakralny świata symbolizuje górę Meru. Świątynię zdobi około 3000 Apsar, każda z figur jest inna.
Po śmierci  Surjawarmana  świątynię zamieniano  w mauzoleum.
Dżajawarman VII przekształcił budowlę na świątynię buddyjską. Po jego śmierci symbole buddyjskie zostały zniszczone i świątyni przywrócono charakter hinduistyczny. Niektóre elementy zostały zamurowane, np. komora z wielką figurą Buddy na najwyższym piętrze.

 
Srapon dzień wcześniej upomniał nas co do stroju, mają być zakryte kolana i ramiona. Kurczę, jest tak gorąco, a ja muszę mieć długie spodnie, no ale jak mus to mus.

Przed wjazdem na teren Angkor Wat Srapon tłumaczy co mamy oglądać i w jakiej kolejności.



Podjeżdżamy pod świątynię, masa zaparkowanych tuk tuków i autokarów, a jest jeszcze wczesna godzina, oj nie wróży to nic dobrego.........
Nasz kierowca najpierw podwozi nas do jeziora lotosów. Przepiękne miejsce z niezliczoną ilością kwitnących lotosów. Warto było tam na chwilkę zajechać.
 
  Idziemy do świątyni.


Balustrady łączące gopurę ze świątynią mają kształt węża Naga. 







Biblioteki znajdują się po obu stronach gopury. W jednej z nich wcześniej czekaliśmy na wschód słońca. Jeżeli ktoś chce mieć słońce idealnie na środku nad wieżami powinien stanąć gdzieś w okolicy biblioteki znajdującej się po prawej stronie.






Za bibliotekami znajdują się sadzawki. Lepsze odbicie Angor jest po lewej stronie, po obejściu sadzawki, można wejść do galerii reliefów.



  
Jak już wspominałam reliefy ukazują sceny z Ramajany i Mahabharaty, ale również sceny bitew i z życia za panowania Surjawarmana II.  Król był bardzo okrutnym władcą, za jego panowania ludzi poddawano straszliwym torturom, niektóre z nich uwieczniono na reliefach, dokładnie takie same praktyki stosowano za czasów Pol Pota. Po obaleniu reżimu, miejscowa ludność postanowiła  pozbijać twarze niektórych "katów", odreagowując w ten sposób  strach i gniew na swoich prześladowców.





Fragment najcenniejszego reliefu scena, w której bogowie wraz z demonami ubijają Morze Mleka, aby wydobyć z głębin eliksir nieśmiertelności.




Po przejściu przez galerię idziemy stronę centralnego dziedzińca z Bakanami.





Środkowa wieża ma wysokość 65 metrów, znajduje się w niej studnia o głębokości 55 metrów z sarkofagiem na dnie.







Wchodzimy na górę, jestem wdzięczna Sraponowi, że prosił o  odpowiednie ubranie. Przed wejściem do sanktuarium pilnowali, czy strój jest odpowiedni i oczywiście trzeba było zdjąć nakrycie głowy.













Mistyka miejsca, zapach kadzideł, "mruczący" modlitwy wierni, wyobraźnia zadziałała na wyobraźnię, przez chwilę przeniosłam się w XII wiek..... niestety czas nie jest z gumy i musimy kończyć zwiedzanie. Powoli zaczynamy iść do wyjścia. Co chwilę zatrzymujemy się i zaglądamy w różne zakamarki. Nie możemy nadziwić się kunsztowi i umiejętnościom ówczesnych budowniczych.










Sala 1000 buddów.



Wracamy na parking, gdzie czeka Srapon






Widok na fosę zewnętrzną,  Ankor Wat wraz z fosą zajmuje powierzchnię 203 hektarów.





Zwiedzanie Angkor Wat potrwało jakieś 5 godzin, a i tak nadal czujemy niedosyt.




Po drodze do Bajon, na chwilę, zatrzymujemy się przy moście prowadzącym do miasta cytadeli, czyli Angkor Thom. Funkcjonuje też inna nazwa miasta- Wielkie Miasto.
Na moście zachowała się balustrada z 9-głowym wężem Naga.  Naga dźwiga na sobie posągi. Z prawej asury (złe demony), z lewej dewami (dobrzy bogowie) . Nie wszystkie posągi są oryginalne, najsmutniejsze jest to, że większość z nich została rozkradziona, część tylko zniszczona przez Khmerów, a podobno ząb czasu nie zniszczył żadnej głowy.








Brama wjazdowa do miasta.



Droga prowadząca do miasta


Dojechaliśmy do Bajon, oficjalnej świątyni króla Dżajawarmana VII, poświęconej Buddzie.
Uf, ilość wież powala, jest ich 54, ale jakże są inne niż  te strzeliste w Angor. Tutaj  grobowce są szerokie, uwieńczone kwiatem lotosu.  Na każdym wykuto ludzkie twarze ( łącznie 216), dziwnie uśmiechnięte twarze. Nikt nie wie, czyje wizerunki przedstawiają, wiadomo jedno: bije od nich niesamowita energia, wyciszenia i spokoju. Nie wiem co tak na mnie podziałało, różnica wielkości, niesamowity kamienny spokój, wiem jedno byłam zauroczona tym miejscem .






W Bajon reliefy nie są tak piękne jak w Angkor i głównie przedstawiają sceny z życia codziennego.





 Stoicki spokój.... tego  najbardziej potrzeba nam, ludziom obecnych czasów i to tu odnajdziemy.




Próba zachowania harmonii.






Dżajawarmana VII koniecznie chciał udowodnić swoją wielkość. Symbolem siły  wielkości władcy są lingi. król kazał ustawić aż siedem ling.


 




Jedziemy do  Baphuon. Świątynia znajduje się wewnątrz królewskiego miasta Angkor Thom, powstała zanim zostało wybudowane miasto. Świątynię wzniesiono na rozkaz króla Udayadityavarmana II w połowie XI wieku. Świątynia poświęcona była bogu Siva. Składała się z pięciu, mniej więcej takiej samej wielkości, poziomów.  Pierwszy, drugi i trzeci poziom otoczone są galeriami piaskowca. Zachowały się dwie biblioteki zbudowane w kształcie krzyża z czterema gankami. Pierwotnie były one połączone podwyższonym chodnikiem wspartym na kolumnach. 







Płaskorzeźba zająca odnaleziona!!!!


 niestety do Buddy nie dane nam bylo dojść





Zbliża się tak zwana złota godzina. Trzeba pojechać gdzieś na ładny zachód słońca.
Srapon proponuje nam zobaczenie zachodu ze szczytu świątyni Phnom Bakheng.

Jest to pięciokondygnacyjna świątynia poświęcona Bogu Siva. Musimy się pospieszyć przed nami wspinaczka na 70 metrowe wzgórze, a kto wie, może i walka o wejście . Chętnych do fotografowania zachodu z tego miejsca jest wielu, niestety straż odlicza do tysiąca i ani jednej duszczyczki więcej nie wpuszcza.
Wspinamy się krętą ścieżką w górę.  Chińczycy lecą jak szaleni, całe tłumy wyprzedzają nas oj nie jest dobrze...., dochodzimy do wzgórza,  kolejka do wejścia ogromna. Nie mamy szans na dostanie się do świątyni.  Myślę sobie tyle razy w obiektyw mi wchodzili, w kolejkę się wpychali, nad uchem krzyczeli, to ja teraz się odwdzięczę i  na bezczelniaka przed skośnych się wepchnęliśmy. Strażnik zwraca nam uwagę, że jest kolejka, no ale czy ja muszę rozumieć co do mnie mówi ..... wzruszam ramionami, robię dziwną minkę, uśmieszek i zostaliśmy przepuszczeni na schody.


  Fotka zrobina w polowie drogi na wzgórze.
 Jesteśmy szczęśliwi, udało się, jesteśmy na najwyższej kondygnacji. Teraz tylko trzeba zająć dobrą miejscowa i czekać na zachód. Szukając dobrego miejsca na oglądanie chowającego się słońca obeszliśmy świątynię.



Niestety tego dnia niebo było zamglone i nie było ładnego zachodu.






Słoneczko zaszło, trochę rozczarowani pogodą, zaczynamy schodzić w kierunku naszego tuk tuka.



Robi się coraz ciemniej, ścieżka w dół coraz mniej widoczna, dobrze, że niektórzy mają latarki
Po zejściu na dół jest już całkowicie ciemno.
Na chętnych czekają słonie, które zabierają turystów na krótką przejażdżkę .
Jeszcze tylko przywitam się ze słonikami

I wracamy pędem do hotelu, w planach mamy dzisiaj jeszcze jedną atrakcję Wybieramy się na tańce Apsar.
DZ wynalazł miejsce z super recenzjami, tylko tam występują profesjonalni tancerze po szkole baletowej, świetne miejsce, super jedzenie, inne miejsca się nie umywają, itd. Postanowiliśmy, że tam pójdziemy. Bilety kupiliśmy wcześniej. Apsara Theatre jest miejscem  z tzw. górnej półki, bardzo popularnym wsród zachodnich grup,  bilety rozchodzą się bardzo szybko. Bilet wstępu z serwowaną kolacją 25$ od osoby (napoje dodatkowo płatne).

Miejsce faktycznie piękne. Drewniany pałac zbudowany i wystylizowany w stylu Angkor. Przed wejsciem wita nas dziewczyna w stroju z epoki, wręcza kwiaty lotosu, prosi  o zdjęcie butów i zaprasza nas do środka. Drzwi otwierająnam dwie śliczne "służki" z epoki. Wow! jesteśmy na przyjęciu w pałacu Shok prawdziwym angorskim pałacu Biggrin. Zostajemy usadzeni przy stole na miękkich poduchać. Pałacowa orkietra cichutko gra, jest pięknie i nastrojowo. Wchodzą kolejni goście, ich miny mówią same za siebie.
Kurczę szkoda, że jest ciemno i zdjęcia wnętrz nie wychodzą.
Dostajemy zamówione drinki, na pięknych tacach serwują nam kolację. Wszystko pyszne, elegancko podane.




 Po kolacji, deser
Zaczynaja się pokaz tańca






Królewska uczta dobiegła końca. Wracamy do rzeczywistości i do hotelu. Jutro ostatni dzień zwiedzania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz