Dzisiaj w planie cały dzień zwiedzania wyspy.
Po śniadanku idziemy do holu, nasz kierowca już czeka, miły uśmiechnięty prowadzi do samochodu. Zaraz, ale na lotnisku byłeś innym? No tak, ale oddałam go do warsztatu i pożyczyłem ten. Wsiadamy, ruszamy samochód trochę dziwnie jedzie, jakieś kangurki robi, ale jedzie .
Nasz pierwszy cel to Garuda Wisznu Kencana Cultural Park. Jest to ogromny park kulturowy poświęcony Bogu Wisznu i jego towarzyszowi Garudzie. Park cały czas jest jeszcze w budowie i niestety mocno rozczarowuje. Nie zobaczymy tam najwyższego posągu na świecie (miał mieć ponad 140 m), jak pisano, posąg ma jakieś 20 m . Mityczny Garuda robi wrażenie z daleka, ogromny ptak o rozpiętości około 60 m, podchodzimy bliżej i okazuje się, jest to tylko forma z kompozytu.
Fajne kamieniołomy, na mnie przynajmniej zrobiły wrażenie. Duzy amfiteatr, gdzie przez cały dzień odbywają się przedstawienia no i podstawa sklepy, restauracje Wstęp 20.000 Rp i 5.000 parking (oczywiście okazuje się, że za parking musimy my zapłacić, chociaż umawialiśmy się, że parkingi i benz w cenie wynajmu kierowcy ).
Wejście do parku
Wisznu gotowy do podróży
kamieniołomy
Tu jeszcze byłam pełna nadziei, Garuda z daleka wygląda imponująco.
tu już widać siatkę i, że coś z tyłem i wnętrzem Garudy jest nie tak
ale kamieniołomy są ok
no i Wisznu (a właściwe kadłubek Wisznu)
Świątynia Wisznu
Gamelony zawsze ładnie wyglądają
Podobno najsłynniejsze i najbardziej romantyczne miejsce zaręczyn na wyspie
Show w amfiteatrze
Barong
W tym upale nie było mu łatwo (a właściwie im bo tancerzy jest dwóch)
Randa też lekko nie miał
historia Wisznu i Garudy
Małe muzeum, sklepy i restauracje
Kończymy wizytę w GWP , mamy mieszane uczucia, ale chyba nie polecamy tego miejsca.
Jedziemy w kierunku miejscowości Kutuh, ruch tego dnia jest ogromny, wszyscy jadą do Uluwatu na największy w roku odpust, korki, trąbienie, przepychanie się skuterków , niewielki odcinek drogi do pokonania w parę minut i pokonujemy w godzinę (a może dłużej) Samochód w korkach kangurzy coraz bardziej, zapalają mu się lampki, gasną *ROFL*, nie działa klima , dajemy radę, dojeżdżamy do wzgórza. Piękny widok przed nami jedziemy na Pandawa Beach . Zjeżdżamy w dół, w połowie drogi szlaban , weseli panowie zbierają kaskę od turystów za wjazd na plażę co ciekawe wstęp człowieka i samochodu jest wyceniony tak samo po 5.000 Rp od ruszającego się obiektu.
Pandawa Beach była kiedyś cichą, bardzo urokliwą plażą, schowaną za wzgórzami, niewielu turystów wiedziało o niej i nazywano ją Secret Beach. Lokalne władze postanowiły to zmienić i zarabiać , rozreklamowały plażę, zrobiły wygodny dojazd. W wapiennych skałach wykuto otwory i umieszczono rzeźby postaci z historii Mahabaratha i zaczęto pobierać pieniądze za wstęp . Miejscowi rolnicy uprawiający wodorosty wykorzystywane do produkcji leków i kosmetyków nie wyglądali na szczęśliwych z powodu ekspansji turystów, ale lokalni restauratorzy i owszem.
Tutaj już dziewczyny nie zbierały podpisów tylko zaczepiały do fotek
Praca rolników jest bardzo ciężka, wszystko robią ręcznie, a jedna porcja wybranych traw to jakieś 40 kilogramów.
Duży chce być miły i pomaga w noszeniu
nie wiem co go tak wygięło
a tu już część plaży dla turystów.
Widok z parkingu na zaplecze gastronomiczne
i plażę mało uczęszczaną
Wielu turystów przyjeżdża tu ze względu na spokojną wodę, niewielką falę i słabe prądy, czyli dobre warunki do pływania.
Wracamy z plaży, idziemy do "naszego" samochodu, a kierowca mówi, ze teraz będziemy jeździli samochodem jego brata, bo nasz się zepsuł. Nie jesteśmy szczęśliwi, ale jedziemy. Mamy już dwóch kierowców .
Jedziemy na plażę Padang Padang, po drodze rozmawiamy o Bali, o tym jak się tu ludzikom żyje itd. Nasz kierowca wypytuje nas o polskich turystów, o ich oczekiwania i takie tam. Jest strasznie zainteresowany poszerzaniem swojego interesu o sektor polski , tłumaczymy mu, że jak wszystko będzie dobrze to my go będziemy polecali, sielanka trwa dojeżdżamy do celu. Panowie zostają na górze, a my po schodkach pędzimy w dół, bo już nie mogę się doczekać postawienia stopy na tej plaży.
Wybawieni i wykąpani wracamy na górę. Szkoda, że nie zostajemy tu na zachód słońca, już sobie wyobrażam jak jest tu pięknie i romantycznie. W duchu zazdroszczę ludzikom, którzy mają wynajęte domki na wzgórzu i są tu parę dni.
Widokowo rewelacja, niestety hotel Blue Point Villas z roku na rok ma gorsze opinie.
Jedziemy do Pura Lahur Uluwatu
Świątynia wybudowana została w początkach X wieku na skraju wysokiego klifu, jej nazwa w języku balijskim oznacza "świątynię boskiego pochodzenia na skale na skraju lądu". Jest to oczywiście świątynia hinduistyczna aczkolwiek praktyki jakie tam zobaczyliśmy mocno nas zszokowały i na hinduistyczne nie wyglądały, oj nie .
Światynia poświęcona jest duchom morza, a jej założycielem był Empu Kutarana. PLU jest jedną z najważniejszych świątyń na Bali, ze względu na znajdujący się tu grób świętego pielgrzyma (założyciela Pura Tanah Lot) kapłana Dhang Hyang Dwi Jendra. Corocznie przybywają tu pielgrzymi z całej wyspy na odpust poświęcony jego pamięci, przez przypadek przybyliśmy i my.
Najpierw idziemy na koniec klifu zobaczyć świątynię w pełnej okazałości z daleka.
Zaczyna zachodzić słońce
Autentyczną zmorą tego miejsca są niesamowicie agresywne makaki. Przewodnicy i kierowcy ostrzegają, żeby nie mieć na sobie bizuteri, okularów, nie otwierać toreb, trzymać aparty itd. Byliśmy świadkami jak małpa skoczyła na trzymane na rękach malutkie dziecko i zaczęla je drapać po twarzy . Matka trzymala dziecko za główkę, a na ręku miała bransoletkę. Sami staliśmy się dobrym obiektem do ataku bo mieliśmy świecące sarągi, ponieważ jeden małpiszon nie mógł sobie dać rady ( Duży go skutaecznie odganiał) poszedł po funfla i zaczęli nas atakować z dwóch stron, żeby miejscowi nie zaczęli w nie rzucać ogórkami i odganiać kijami nie wiem jak by się to skończyło.
Była jednak jedna słodka rodzinka, która nikogo nie atakowała, oni byli zajęci sobą.
to ten koleś nas zaatakował
przestało mi się podobać to miejsce idziemy do świątyni
Tam przed chwilą byliśmy
W świątyni nadal trwają modły
Niestety przez przypadek natknęliśmy się na ofiary składane duchom, nie rozumiem po co było zabijać tą biedną świnkę
Widok był wstrząsający, a wyjaśnienie, że tego oczekują od wiernych duchy morza nie przemówiło do nas. Już tu nie chcę być idziemy dalej zobaczyć przedstawienie.
Te tłumy idą tam, gdzie my
Niestety świątynię można zobaczyć tylko z zewnątrz, gdyż turyści nie mają do niej wstępu. Taki proceder stosowany jest w większości świątyń, co nie przeszkadza oczywiście w skasowaniu od turystów opłaty za wstęp ( nie mam nic przeciwko płaceniu, natomiast zakazy wstępu mnie dobijały , nie po to jadę gdzieś, żeby patrzeć przez mur, albo na zamknięte drzwi )
PLU otwarta jest codziennie, w godzinach 8:00-19:00. Bilet wstępu kosztuje 3000 Rp, nie wiem ile kosztuje parking, bo tym razem płacił kierowca.
Przedzieramy się przez tłum chętnych do zobaczenia Kecak Ramayaana & Fire Dance. Docieramy do bramki, płacimy po 100.000 Rp, dostajemy opis przedstawienia i idziemy szukać miejsca. Przedstawienie zaczyna się o 18.00, mamy jeszcze 20 minut, oglądamy zachód słońca.
Słoneczko zaszło, zaczyna się przedstawienie, które składa się z 5 aktów.
Na początek panowie zaczynają swój rytuał kiwania i powtarzania w kółko, kacaka kacaka. Podobno czynności te wprowadzać ich mają w trans. No i wprowadziły, przynajmniej dwóch kolesi, którzy przez większość przedstawienia tak się śmiali, że mało nie pękli, może w trans wprowadziło ich jakieś zioło?
Następnie przez aktorów-tancerzy odgrywane są historie z Ramajany, a panowie cały czas się "kiwają i kaczą".
Naczytałam się, że jest to najwspanialsze przedstawienie na Bali, jeżeli tak, to czemu ponad połowa ludzików wyszła przed zakończeniem?
Dzisiaj na kolacyjkę zamawiamy Ayam Betutu, Nasi Goreng i Natnytam Siap ( te nazwy mnie dobijały już jak spisywałam je na serwetkach )
zupka krabowo-kukurydziana była rewelacyjna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz