środa, 20 marca 2024

Diamonds Leisure Beach & Golf Resort - gastronomia dodatkowa i rozrywka

 Jako gastronomię dodatkową osobiście traktuję hotelowe bary oraz restauracje przy plaży.

Zacznijmy od barów, których zasadniczo było trzy - w budynku głównym, przy basenach oraz przy plaży. 

Bar w budynku głównym. Sam bar zbyt wielki nie jest, ale wybór alkoholi można uznać za przyzwoity. Pod dachem na tarasie są trzy stoliki, przy samym barze jest kilka hokerów, ale klienci mogą korzystać ze wszystkich kanap i stolików w lobby oraz stolików na odkrytym tarasie...



Lista napojów alkoholowych i bezalkoholowych dostępnych w opcji all inclusive imponująca nie jest, ale.... Zawsze można zamówić coś odpłatnie, a ceny nie są wygórowane...



Na jakość drinków nie można narzekać. Były przyzwoite o rozsądnej zawartości komponentu alkoholowego. Pomimo tego, że tłumu gości w hotelu nie było, często na zamówionego drinka trzeba było nieco poczekać, bo barmani najpierw musieli uzgodnić, który napoje przygotuje i kto przyniesie je do stolika... Ale i Mojito i Pinacolada stanowiły godziwe domknięcie dnia...





Drugi bar znajduje się przy basenie. Tutaj barman przez większość dnia po prostu niemożebnie się nudził. Większość gości spędzała dominującą część dnia na plaży lub poza hotelem, więc ruch był relatywnie niewielki i barman mógł spokojnie zajmować się telefonem oraz przeglądaniem stron w sieci. 



Nieco większy ruch miał miejsce popołudniu i wtedy barman przechadzał się co jakiś czas między leżakami i donosił drinki. 


Oferowany tutaj zestaw napojów był taki sam, jak w barze głównym. 



Trzeci bar położony jest przy plaży. Tutaj większy ruch panował w ciągu dnia... 


Na plaży największym powodzeniem cieszyło się piwo - głównie bardzo przyzwoite lokalne piwo Tusker. Zestaw innych drinków był też standardowy. Natomiast bardzo miła było obsługa kelnerska. Kelnerki dość często podchodziły do opalających się, zbierały zamówienia i szybko dostarczały z uśmiechem zamówione napoje.





I niewiele jest rzeczy lepszych w gorący dzień na plaży nad oceanem niż zimne piwo...





Przy plaży znajduje się też działająca przez większość dnia restauracja. Zawsze ładnie nakryte stoliki pod zapewniającym cień daszkiem wyglądały bardzo zachęcająco. W końcu miło jest usiąść w cieniu i posilić się korzystając z widoku na ocean...




Zające zasadniczo lunchu nie jedzą. Jednak z nudów niejako postanowiliśmy spróbować, jak przedstawia się oferta plażowa. Menu nie jest długie - kilka rodzajów pizzy, hamburgery w kilku wersjach i paluszki rybne oraz sałatki. Do tego pełna oferta napojów z baru. Na pierwszy ogień zamówiliśmy pizzę i ... po prostu przepadliśmy... 



Nie tylko obsługa była przemiła i bardzo sprawna,  pizza okazała się po prostu wyśmienita...





Ta pierwsza pizza i towarzyszące jej inne wrażenia skradły nasze serce i wbrew naszym ogólnym zasadom przez kolejne dni korzystaliśmy z oferty plażowej restauracji z ogromną przyjemnością, co pozwoliło nam przetestować kilka rodzajów pizzy - i wszystkie były  doskonałe...








 Robiony całkowicie na miejscu hamburger oraz paluszki rybne ze świeżej ryby były kolejnymi doskonałymi daniami na wypełnienie nudy dnia...








Jednak pizza smakowała nam najlepiej...




A gdy kończył się dzień i mijała kolacja hotel zapewniał gościom wieczorną rozrywkę. Praktycznie codziennie w lobby można było potańczyć przy muzyce na żywo... Przyznać jednak trzeba, że zbyt wielu chętnych do tańca nie było...


Podczas pobytu w Kenii wielką atrakcją mają podobno być pokazy tańców Masajów. W trakcie naszego pobytu mieliśmy okazję raz taki pokaz zorganizowany przez hotel oglądać. Podsumowanie w najkrótszych słowach? Żenada, obciach, rozczarowanie. I gdybyśmy mieli za taki pokaz dodatkowo płacić to bylibyśmy raczej wściekli...


Grupa kilku chłopa w strojach masajskich podskakujących w rytm muzyki z odtwarzacza to nie jest raczej szczyt osiągnięć masajskiej kultury... 


W grupie prezentującej się w hotelu były też dwie kobiety, które jednak przez cały czas pokazu stały z boku. Dopiero po pokazie okazało się, co było głównym celem tej imprezy...





W trakcie występu rozpadał się solidny deszcz, więc końcówkę pokazu przeniesiono do hotelowego lobby...



I tu okazało się do czego pokaz ten zmierzał. "Wojownicy" szybko rozłożyli stoiska z "oryginalnymi, masajskimi" pamiątkami i tak otworzył się Masajski Targ... 



Znacznie ciekawiej wypadł pokaz grupy akrobatów z Mombasy. Tu trzeba przyznać, że chłopaki pokazali trochę fajnych numerów w dobrym gimnastyczno-cyrkowym stylu... 















Podsumowując, hotelowy program rozrywkowy ocenilibyśmy na taką sobie trójkę w skali od zera do sześciu... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz