piątek, 27 sierpnia 2021

Poranny targ w Luang Prabang

 Wstało słońce, zaczyna pracować targ. Idziemy zobaczyć co sprzedaje się w Laosie....

O przepysznych laotańskich bagietkach czytaliśmy dużo. Wyglądają zachęcająco, ale to jeszcze nie pora na śniadanie....


Luang Prabang położone jest w dolinie Mekongu. Dzięki tej rzece , która niesie w sobie ogromne ilości wymytej na różnych odcinkach gleby i masy organicznej, a jednocześnie podczas wylewów osadza  materiał na tarasach zalewowych gleby wokół są bardzo żyzne. W konsekwencji każdy kawałek ziemi nadający się pod uprawę czegokolwiek jest wykorzystywany przez okolicznych mieszkańców. Poza stałymi polami są też i poletka tymczasowe, uprawiane przez krótki okres gdy poziom wody jest niski i odsłonięte są spadziste brzegi, na których uprawia się głównie warzywa o krótkim okresie wegetacji. No a to co się uprawia trzeba sprzedać. Tak więc już przed świtem okoliczni mieszkańcy zwożą swoje plany na targ usytuowany w bocznych uliczkach miasta, który działa do około południa...


Różnorodność produktów jest ogromna. Niektóre z nich są nam znane podczas gdy inne są dla nas nowością, czasem zaskoczeniem, a ich zastosowanie nie jest tak oczywiste. Tu na przykład, między popularnymi do dekoracji świątyń kwiatami  a bananami, trawą cytrynową czy korzeniami kurkumy leżą pocięte w pasy powiązane w paczuszki zielone liście bananowca. Służą jako zastawa stołowa. Podaje się na nich jak na talerzach dania z ryżem i makaronami. Często też do pieczenia na ruszcie ryby czy mięso pokryte przyprawami owija się w liść bananowca.


Tykwa jest rodzajem dyni. Nam znana jest głównie mocno wysuszona i wydrążona wewnątrz tykwa jako naczynie na wodę albo element dekoracyjny - czasem rzeźbiony a czasem malowany lub też z wycinanym wzorem służący za ozdobną lampkę. Tutaj natomiast tykwa funkcjonuje w kuchni tak jak u nas dynia. Z jej miąższu przygotowuje się zupę, kiszonki oraz różnego rodzaju sałatkowe dodatki. 


W kuchni azjatyckiej makaron jest obok ryżu najpopularniejszym "wypełniaczem". Na targu znajdziemy go w wielu wersjach, głównie makaron ryżowy domowego wyrobu...



Od wczesnych godzin porannych działają garkuchnie.





Mięso wygląda na bardzo świeże. Zapewne pochodzi ze zwierzaków, które jeszcze wieczorem pasły się na okolicznych łąkach.......


Luang Prabang otaczają dwie rzeki: Mekong i Khan. Nie brakuje więc wszelkiej maści żyjątek wodnych.....



Te zielone kulki to używane w zupie i sałatkach wodorosty...



Zaskakuje nas ilość warzyw i przypraw.....



Jest i miód od dzikich pszczół sprzedawany w plastrach...


Dopiero od niedawna Europejczycy zaczęli rozróżniać kilka gatunków ryżu. Tymczasem na azjatyckim targu wielość odmian ryżu zadziwia. Inną cenę ma ryż drobny a inną długoziarnisty. Ryż jaśminowy odróżnia się od ryżu perłowego. Jest ryż biały, czerwony czy czarny. Jest ryż pełnoziarnisty i łuskany... I wiele innych odmian, które dla nas na pierwszy rzut oka niczym od siebie się nie różnią, a dla miejscowej pani domu reprezentują odmienny potencjał kulinarny...



Sałatka z kwiatu bananowca jest wyśmienita... A obok kurkuma...



Szybko przekonujemy się, że będziemy musieli uważać na to co zjadamy........


Takich grzybów u nas nie ma...



Pędy bambusa - podobno najlepsze są takie odpowiednio przygotowane wierzchołki wzrostu...


Szczur? Nigdy bym tego nie tknął... Czy na pewno? Przecież w czasach gdy w Polsce mięso było na kartki i w ilościach mocno niezadowalających wielu z nas jadało na przykład kiełbasę z nutrii. A przecież nutria to nic innego jak gatunek szczura. Więc nie ma co okazywać obrzydzenia gdy na straganie czy też na grillu widzimy szczury przygotowane do konsumpcji w różnych postaciach...




Mówi się, że owady to w przyszłości będzie podstawa naszej diety. Jak na ten moment mamy jednak odnośnie tego pewne wątpliwości...


Po wizycie na targu zgłodnieliśmy. Idziemy na nasze pierwsze 'bułczaki". Wybór dodatków ogromny.... Zamawiamy jednego bułczaka z tuńczykiem i jednego z kurczakiem. Pychota.... Będziemy tu wracali i jak później przekonamy się słusznie, bo nie wszędzie w Laosie można takie pyszne buły dostać.....



Najedzeni wracamy do hotelu. Nasz pokój nie jest jeszcze gotowy. Musimy czekać. Dostajemy od gospodarzy gorącą kawę i zasiadamy w ogrodzie.....
Hotel Lao Lu Lodge wybraliśmy ze względu na jego kameralność, dobre położenie i świetne opinie. Już pierwszego dnia przekonaliśmy się jak dobrze wybraliśmy... Nasz domek zajmowała rodzina, która miała zarezerwowane dwa pokoje. Kiedy tak sobie spokojnie czekaliśmy aż nastąpi nasza godzina zakwaterowania.... gospodarze niecierpliwie chodzili i sprawdzali czy pokoje są już opuszczone.... Około 10.00 poprosili gości żeby przenieśli swoje bagaże do drugiego pokoju, szybko posprzątali domek i mogliśmy udać się na krótki odpoczynek.....






Możliwość wykąpania się i krótkiego snu była dla nas bezcenna....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz