Miało być pięknie a jest deszczowo z zapowiedzią solidnej ulewy. Co gorsza w górach pada, i to nie tylko deszcz ale śnieg. Z głębokim żalem musimy z wycieczki zrezygnować i zmienić plany, tym bardziej, że kapie, na razie lekko, ale prognozy zbyt pocieszające nie są. Tak więc zamiast w góry jedziemy na największy i historyczny bazar Taszkentu - Chorsu. Ale zanim tam dotrzemy krótki przystanek przy historycznej medresie Kukeldasz.
Medresa Kukeldasz to obiekt wzniesiony około 1570 przez władcę z dynastii Szejbanidów - Dervish Sultana.
Jest to budynek na tradycyjnym planie kwadratu z zakończonym dwoma wieżami frontonem, którego głównym elementem jest wysoki na 20 m portal. Cały front zdobiony jest typowymi kaflami ceramicznymi.
Wewnętrzny dziedziniec, dziś pokryty zielenią, otoczony jest piętrowymi skrzydłami, w których mieściły się cele mieszkalne dla studentów.
W latach 1830-1831 pierwsze piętro rozebrano, aby pozyskane cegły wykorzystać przy budowie nowej medresy Beklarbegi, jednak po zaledwie kilku latach rozebraną nadbudowę odtworzono.
Medresa Kukeldasz doznała poważnych uszkodzeń podczas trzęsienia ziemi, które nawiedziło Taszkent w 1868 r, jednak w latach 1902–1903 została ponownie, i to solidnie odbudowana.
W latach 1950 poddano ją gruntownemu remontowi w związku ze zmianą przeznaczenia i może właśnie dzięki temu przetrwała potężne trzęsienie ziemi z 26 kwietnia 1966 r., podczas którego zniszczona została prawie całkowicie historyczna zabudowa miasta.
Medresa kilkakrotnie zmieniała swoją funkcję. Gdy zmniejszył się popyt na studiowanie islamu w XVIII w. przekształcono ją w karawanseraj. W sumie łatwo było zamienić cele mieszkalne studentów na pokoje gościnne dla podróżujących Jedwabnym Szlakiem. Tyle, że natężenie podróżujących karawan zmniejszało się i ten interes okazał się być mało opłacalny.
W XIX w medresa z karawanseraju zmieniła się w wojskową twierdzę i w celach podróżnych zastąpili wojskowi. Przyszła rewolucja, nastała władza sowietów, zmieniły się potrzeby militarne i preferencje rządzących. O przywróceniu koranicznej placówki naukowej nie mogło być jednak mowy...
Kolejnym przeznaczeniem medresy było stać się w XX w. placówką kultury, i to nie byle jaką. Urządzono bowiem w jej wnętrzach, dla kontrastu z oryginalnym przeznaczeniem, muzeum ateizmu. Po kolejnych zmianach w państwie muzeum ateizmu zastąpiono muzeum muzyki ludowej...
A widoczne za budynkiem medresy kopuły należą do meczetu Hoja Ahror Valiy lub też inaczej Meczetu Piątkowego, wzniesionego pierwotnie w 1451 r, który jednak na skutek licznych przebudów, w tym po trzęsieniu ziemi 1966 r., stracił swoją oryginalną, historyczną formę.
Po odzyskaniu przez Uzbekistan niepodległości na skutek rozpadu ZSRR prezydentem został wprawdzie były już pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Uzbekistanu, ale z tendencjami ku nacjonalizmowi i tradycjonalizmowi, dążący do odzyskania uzbeckiej tożsamości narodowej i kulturowej. A jeśli tak, to wspólnota oparta na religii miała swoją wartość i w konsekwencji, w 1991 r. budynek ponownie stał się Medresą Kukuldasz i ponownie jest jedną z głównych placówek religijnej edukacji w Uzbekistanie...
Opuszczamy świątynię nauk religijnych i przenosimy się do kompleksu świątyń handlu i pieniądza czyli na Bazar Chorsu. Myli się ten, kto zakłada, że Chorsu to tylko ten sławny budynek z pokrytą niebieskimi kaflami kopułą. Chorsu to kompleks, który składa się z budynku głównego i aż siedmiu budynków sąsiednich, a przestrzeń między nimi i wokół nich wypełniona jest niezliczoną liczbą straganów gdzie handluje się wszystkim. My po drodze zaszliśmy najpierw do budynku Chorsu Gold Center, chroniąc się przed coraz bardziej intensywnym deszczem...
Złoto w całej Azji ma spore znaczenie. Jego posiadanie było i nadal jest symbolem zamożności. Nie dziwi więc to, iż do tej pory Uzbecy, tak mężczyźni jak i kobiety, usuwają zdrowe zęby, żeby w ich miejsce wstawić złote korony.
Chorsu Gold Center to jeden z budynków towarzyszących głównej kopule targu. I można tu nabyć nie tylko złoto i wyroby jubilerskie, ale też i różnego rodzaju pamiątki oraz artykuły dekoracyjne w tym biżuterię z metali innych niż złoto...
Ledwo wyszliśmy między stragany a lunęło z nieba tak, że między straganami płynęły strumienie a kupcy w pośpiechu ratowali rozłożone na ziemi towary. Gdy deszcz nieco się zmniejszył udało nam się dotrzeć na zadaszoną werandę przed sklepem z materiałami i dodatkami krawieckimi, gdzie spędziliśmy kolejną godzinę zanim mogliśmy zejść ponownie między stragany i dojść do budynku głównej hali targowej.
Cały bazar Chorsu swoją historią sięga średniowiecza. Już w XI w. jego położenie na Jedwabnym Szlaku był jednym z największych targów w Azji Środkowej. I już w okresie średniowiecza bazary były budowane jako obiekty zadaszone. Niestety, tak jak większość Starego Miasta Taszkent, legł w gruzach w trzęsieniu ziemi 26 kwietnia 1966 r. Po tej tragedii nastąpiła bardzo intensywna odbudowa miasta i w jej ramach powstał też całkowicie nowy centralny kompleks targowy.
Główny i najbardziej znany budynek kompleksu to trójkondygnacyjna okrągła hala ze zbrojonego betonu nakryta kopułą o średnicy około 300 m. Jest to obiekt ujęty na liście dziedzictwa UNESCO wraz z innymi modernistycznymi obiektami wzniesionymi w Taszkencie po trzęsieniu ziemi. Najniższa kondygnacja bazaru mieści się pod ziemią - co skutkuje też podniesieniem poziomu parteru. W tej podziemnej części mieszczą się magazyny, urządzenia techniczne, punkty dostaw towarów i odbioru odpadów.
Wnętrze parteru wypełniają okręgi stoisk handlowych podzielone na sekcje przypisane do różnych rodzajów towarów - mięs, serów, przetworów warzywnych kiszonek itd. Można powiedzieć, że parter to "piętro mokre" gdzie prowadzony jest handel towarami świeżymi i łatwo psującymi się.
Natomiast trzecia kondygnacja to szeroki taras - balkon, na którym prowadzony jest handel towarami suchymi. Tutaj zaopatrzymy się przede wszystkim w przyprawy, orzechy i trwałe przetwory jak suszone i kandyzowane owoce. Zacznijmy więc od tego tarasu, którym obejść można cały budynek główny wokół...
Stoiska na górnej kondygnacji są najbardziej fotogeniczne, przede wszystkim pod względem różnorodności towarów i ich kolorytu.
Ta kondygnacja jest też faworyzowana przez turystów, gdyż znajdziemy tu i niezbędne w kuchni przyprawy, i coś dla smakoszy orzechów, produkty w formie pierwotnej i przetworzone, dla pracowitych, którzy chcą poświęcić czas na przygotowanie własnych mieszanek przypraw czy łuskanie orzechów i dla leniwych, którzy znajdą tu nieskończoną liczbę gotowych kombinacji przypraw dla poszczególnych dań czy też łuskane już orzechy indywidualnie i w gotowych zestawach.
Na tym straganie miseczki zawierają mieszanki smakowych herbat.
Taki kolorowy, artystycznie ułożony zestaw na przykład migdałów, pistacji, rodzynek i kandyzowanych owoców - morwy, moreli, świetnie nadaje się i na pamiątkę z wyjazdu i na prezent dla znajomych.
Kandyzować można wszystko - od owoców morwy białej i czarnej, przez morele czy ananasy aż po kawałki arbuza czy papai ...
Warto zauważyć, że nigdzie nie ma tu wystawionych cen towarów. To, ile zapłacimy zależy od humoru sprzedawcy oraz naszych umiejętności targowania się, które jest tu nieuniknionym elementem zakupów. I nie wstydźmy się targować. Na targu takim, jak ten proces "uzgadniania ceny" jest elementem pewnego rytuału.
Jedna z historii dotyczących rytuału targowania się przedstawia to tak z punktu widzenia sprzedawcy: "Panie, ja tu siedzę cały dzień i się nudzę. Jak przyjdzie kupujący to od niechcenia rzucam cenę całkiem z sufitu. Tylko frajer się zgodzi. A jak się zgodzi, to dla mnie żadna przyjemność. Przyjemność to potargować się. Wtedy mam okazję z człowiekiem pogadać. Nie tylko o samej cenie. Często o życiu..."
Z drugiej jednak strony mieliśmy nieodparte wrażenie, że między sprzedającymi funkcjonuje pewien rodzaj zmowy cenowej - cenę najwyższą możesz podać, jaką chcesz, ale cena minimalna za dany towar o takiej samej jakości, jest wspólnie uzgodniona i przebicie jej w dół nie jest możliwe...
Mieliśmy też nieco wątpliwości odnośnie bezpieczeństwa towarów do bezpośredniej konsumpcji gdyż czasem na towarach pojawiali się skrzydlaci goście...
Schody prowadzą nas na parter a tu zaczynamy od sektora mięsnego. Ten sektor podzielony jest na mniejsze odcinki gdzie oferowane są konkretne rodzaje mięs: konika, jagnięcina i baranina, koźlina, wołowina, przetwory mięsne, drób. Wieprzowiny nie znaleźliśmy...
Oczywiście wszystkie mięsa i wyroby mięsne są produktami halal.
Możemy też uwolnić się od ciężaru wyrabiania własnego makaronu gdyż makaron domowej roboty, czasem przygotowywany bezpośrednio na stoisku, jest tu dostępny w sporym wyborze...
Można też zaopatrzyć się w domowej roboty manty - pierożki z różnymi nadzieniami.
Kolejny fragment hali zajmują surówki oraz kiszonki. Do wyboru, do koloru...
Naoglądaliśmy się towarów w głównej hali bazaru a to dopiero drugi z ośmiu budynków tworzących ten kompleks. I na szczęście przestało lać.
Mijamy kilka straganów z przyprawami ...
Nie ma takiej możliwości, żeby na bazarze Chorsu nie kupić nic. Tym razem skusił nas sprzedawany w pęczkach po 5 główek czosnek. Piękny, bialutki, twardy - za pęczek cena jak u nas w supermarkecie za główkę.
Po zewnętrznej stronie hali centralnej, przez prawie połowę jej obwodu, rozciąga się szeroka hala nakryta podpartym na stalowych filarach dachem w kształcie sklepień beczkowych. Tutaj nie ma już tak wyraźnego podziału na sekcje ale główne towary to przyprawy i płody rolne - warzywa, owoce, zioła...
Numerowanych, stałych stoisk jest tu blisko 3000. A między nimi są jeszcze dodatkowo wózki z "produkcją przydomową". Wszystko świeżutkie, można powiedzieć prosto z warzywnego ogródka...
My zawijamy gołąbki w liście kapusty, Uzbecy w liście winogron tak samo, jak na przykład Grecy...
Gatunków ziemniaków wybór większy niż na naszych targach...
I znowu przyprawy, przyprawy, przyprawy i jeszcze więcej przypraw...
Jest pełnia sezonu na truskawki, czereśnie, morele, wczesne śliwki i morwę.
I jeszcze więcej pięknie poukładanych, kolorowych warzyw...
W drodze z Shahrisabz do Samarkandy podziwialiśmy na targu Pereval Kurt Tsentr lokalne sery. W Taszkencie jest ich porównywalne bogactwo...
Dalej wchodzimy w część bazaru przeznaczoną na handel odzieżą. Można tu nabyć głównie wyroby mody tradycyjnej - często kupowane na specjalne okazje, na przykład śluby, czy też stroje na nich wzorowane. Bardzo często za tanie pieniądze można też kupić ładne wyroby z lokalnego jedwabiu i bawełny bardzo przyzwoitej jakości.
Jest też sporo stoisk z odzieżą z naturalnej skóry i futer.
I tak jakoś po drodze trafiliśmy do gastronomicznej części bazarowego kompleksu. Dwa rzędy stoisk z lokalnymi potrawami - ceny wręcz śmieszne a potrawy bardzo zróżnicowane...
No to na początek może gotowana barania głowa??? Podobno miejscowy przysmak, jak świńskie ucho z chrzanem kiedyś na Kercelaku...
Są też bliższe naszym smakom udka z kurczaka mocno obsypane papryką...
Jest i przygotowywany tutaj pilaw - ale o tej porze to już jego końcówki...
Można tu także zjeść rybę...
... kaszankę ...
... czy też lagman
Są szaszłyki i kofty...
Są wspomniane wcześniej gołąbki i to w obu wersjach - w liściach kapusty i w liściach winogron.
Można nasycić się bazarowymi pierogami manti...
... albo też miejscową zupą na baranich kościach czy też krowich ozorach i racicach.
A na deser mamy jeszcze słodkie bułeczki czy kandyzowane jabłka na patyku...
I tak minęła większość dnia. Wycieczka na Bazar Chorsu to ciekawy sposób na spędzenie czasu, a to ile czasu tam spędzimy zależy tylko od nas...
Co dalej tego dnia to już w kolejnym poście...






























































































































































Brak komentarzy:
Prześlij komentarz