środa, 10 listopada 2021

Rejs do grot Pak Ou

 Podczas wczorajszego spaceru po Luang Prabang zaplanowaliśmy naszą aktywność na kolejny dzień - wykupiliśmy w lokalnej agencji wycieczkę - rano do grot Pak Ou, a popołudniu do wodospadów Kuang Si.

Po wczesnym śniadaniu spotykamy się z naszym opiekunem i jedziemy (chociaż piechotą byłoby bliżej) do przystani nad brzegiem Mekongu. Tu czeka już na nas nasza łódź. Dziś nasza grupa będzie ogromna - poza nami płyną jeszcze dwie osoby. Super. Schodzimy ze stromej skarpy nad brzeg i po ruchomym pomoście wsiadamy do naszej łódki. Obowiązkowo zakładamy kapoki... Wody Mekongu bywają zdradliwe... Ale, gdy tylko odpływamy nieco od miasta, poza czujne oko lokalnej policji możemy oswobodzić się z kapoków...



Mekong stanowi bardzo istotną arterię komunikacyjną i w związku z tym przy brzegach "zaparkowane" stoją obiekty pływające wszelkiej maści, które przewożą mieszkańców, turystów i towary wzdłuż i w poprzek biegu rzeki. Dla miejscowych szczególnie ważny jest ruch między brzegami, ponieważ mosty na Mekongu nie są zbyt gęsto obecne i w okolicach Luang Prabang jedynym sposobem przeprawy jest albo prom albo łódź...




Na turystów pragnących odbyć dłuższą podróż po Mekongu czekają też statki hotelowe...



Mijamy schody prowadzące od świątyni Wat Xieng Thong .....


Po chwili mijamy ujście rzeki Nam Khan i przekroczony wczoraj bambusowy most...


A na krańcu cypla gospodarstwo, w którym byliśmy również wczoraj...


Ze względu na żyzność nanoszonego na brzegi mułu, wszędzie tam, gdzie pozwala na to poziom wody funkcjonują mniejsze lub większe poletka, na których uprawia się głównie warzywa i zioła do sprzedaży na lokalnych targach...




Godzina jest dość wczesna i promienie słoneczne jeszcze nie rozgrzały powietrza, więc na łodzi jest dość chłodno...


Wzdłuż Mekongu znajduje się też kilka klasztorów i po drodze spotykamy medytujących wśród skał mnichów...





Patrząc na domy na wysokim brzegu dochodzimy do wniosku, że i w podobno bardzo biednym Laosie można się dorobić...




Nawigacja po Mekongu do prostych nie należy. Rzeka niesie spore ilości mułu i ciągle tworzą się nowe łachy pisaku. Często z dna wystają kamienie i całkiem solidne skałki. Trzeba więc Mekong dobrze znać i rozumieć, by można było po nim żeglować...






Pływający po Mekongu często mieszkają całymi rodzinami na swoich statkach...


No i tak dopłynęliśmy do pierwszej przeprawy promowej przez Mekong...




Takimi statkami rzecznymi wozi się po Mekongu towary masowe... Towar z przodu. a dom na wodzie z tyłu... 







Pora napisać kilka słów o Mekongu. To największa rzeka Półwyspu Indochińskiego. Jednocześnie pod względem długości jest to szósta rzeka w Azji i dwunasta na świecie. Mekong wypływa na terenie Chin z położonego na Wyżynie Tybetańskiej, na zboczu Góry Guozongmucha na wysokości 5224 m n.p.m. źródła Lasaigongma, aby po pokonaniu 4,880 km przez Chiny, Myanmar, Laos, Tajlandię, Kambodżę, oraz Wietnam zakończyć bieg deltą uchodzącą do Morza Południowochińskiego. Mekong dzieli Półwysep Indochiński na dwie części Wschodnią i Zachodnią, a w wielu miejscach jest rzeką graniczną. Górny bieg rzeki, ze względu na liczne naturalne przeszkody, jest nawigacyjnie bardzo trudny. Natomiast w dolnym biegu statki morskie dopływają aż do Phnom Penh 





Poza rolą drogi wodnej Mekong odgrywa bardzo istotną rolę dla rolnictwa. Z jednej strony niesie wymyte w górnym biegu składniki gleby i deponuje je na brzegach a z drugiej stanowi źródło wody dla systemów nawadniania. 




Mekong jest też źródłem zaopatrzenia lokalnych mieszkańców, i nie tylko, w ryby słodkowodne. I nic dziwnego, że co kawałek na brzegu spotyka się wędkarzy. Wędkując nad Mekongiem mogą mieć nadzieję na udane połowy. Samych ryb karpiowatych jest tu 377 gatunków, a sumowatych 92 gatunki. Można też mieć czasem nadzieję na "wielką rybę" ponieważ w Mekongu trafiają się prawdziwe okazy. Wielkook olbrzymi, gigantyczny karpiowaty Catlocarpio siamensis czy sumowaty Pangaz - „pangazjanodon” dorastają nawet do 3 m długości i 300 kg wagi...



Widać, że nadbrzeżne ogrody uprawiane są z wielką dbałością...




Klasztory buddyjskie znajdują się w wielu dość odludnych miejscach. Nad brzegiem Mekongu musi być ich wiele, bo po drodze mijamy grupy alumnów...





Ponieważ uprawy nadbrzeżne są tymczasowe to i domki, w których pomieszkują ci, którzy je uprawiają są również siedliskami tymczasowymi...





Są też na Mekongu, wprawdzie nieliczne, ale są, miejsca gdzie prowadzi się hodowlę akwakulturową...





Jeżeli ktoś zastanawia się co to i do czego służy, to szybkie wyjaśnienie. Takie murowane "schody" to po prostu wodowskaz pokazujący z jednej strony stan wody, a z drugiej dający informację sternikom ile jeszcze wody mają pod kilem...











No i robimy sobie przystanek w wiosce Ban Xang Hai. I nie jest to przystanek bezcelowy. 



Nasz kapitan nazywa to miejsce po prostu "whisky village", czyli wioską whisky. Prosto z brzegu prowadzi nas do jednego z miejsc, gdzie powstaje laotański zajzajer. Proces prosty - zacier z czego się da, głównie ryżowy, fermentacja, prymitywna rektyfikacja i mamy bimber, który zostanie odpowiednio rozcieńczony, doprawiony i zalany na odpowiedni wsad w butelkach. Powiem szczerze - zajzajer okrutny, bimber mocny, ale nasi specjaliści z Kurpiów czy Podlasia mogliby ich bardzo wiele nauczyć...  


I tę prymitywną aparaturę też dałoby się znacznie usprawnić... Nasi by im pokazali jak. A przecież tutaj to bimbrownictwo działa całkowicie legalnie i nikt nie musi ukrywać się z tym procesem produkcyjnym w dżungli...


Lokalni producenci, fakt, starają się o prezentację swoich wyrobów. Niestety, a może na szczęście, wwozić tego do UE nie wolno więc sprawa załatwiona... Ale przyznam, ze niektóre wyroby prezentowały się interesująco...


Jest "żmijówka", "kobrówka", "skorpionówka", "padalcówka",  no i jest i wino ryżowe...





Podczas, gdy bimbrownictwo to zajęcie głównie męskiej części populacji Ban Xang Hai to kobiety specjalizują się w tradycyjnym tkactwie i laotańskiej kuchni... Praktycznie każdy dom przy głównej "promenadzie" wioski to pracownia tkacka z tradycyjnym warsztatem oraz sklep z wyrobami (co do których mam pewne podejrzenia, że wcale nie były dziełem rąk tutejszych tkaczek tylko pochodziły z produkcji "importowej"). 





Tak powstaje lokalny rosołek jako podstawa do kolejnej gamy potraw...






Dochodzimy do miejscowej świątyni. Na pierwszy rzut oka widać, że "parafia" biedna nie jest, a parafianie węża w kieszeni nie mają. Wszystkie obiekty świeżutko odmalowane, zieleń przystrzyżona a wszystkie krawężniki, postumenty i przyziemia budynków pięknie pobielone... Wstępu na teren świątyni oczywiście bronią węże Naga...


Po terenie świątyni rozrzucone są przeróżne niewielkie obiekty jak ten biały słoń niosący na grzbiecie Buddę...




Są przeróżne kaplice i posążki związane  bezpośrednio z kultem Buddy jak też wywodzące się z kultu przodków czy z Ramajany... Oczywiście jest Wieża Bębna... Jest i medytujący Budda osłaniany przez węża Naga...





Frontową ścianę niewielkiej Sim zdobią obrazy przedstawiające sceny z życia Buddy...


Będą w tym roku mnisi mieli ładne zbiory jackfruita czyli owoców chlebowca. Wystarczy na kilka obiadków lub spory zapas soczku...




Wracamy na naszą łódź i płyniemy dalej do jaskiń...






Tam, gdzie brzegi nie nadają się pod uprawę wypasane jest bydło...






Lokalni mieszkańcy wykorzystują wodę z Mekongu do zaspokajania wszystkich potrzeb. Z Mekongu bierze się wodę do podlewania upraw, do gotowania, prania i do kąpieli...



Podczas, gdy my podróżujemy do jaskiń zwykłą łodzią nazywaną "slow boat" czyli powolna łódź, są też na wodzie i takie ścigacze. To naprawdę szybkie łodzie, z których niektórzy turyści korzystają jak z taksówek. Oczywiście możliwe jest dopłynięcie taką łodzią w kilka godzin (dokładnie 6 przy niższym stanie wody lub około 4 przy wysokim poziomie rzeki) do lub z  Huay Xai. Agencje oferują taką podróż w cenie około 320,000-370,000 kip czyli około 130-150 zł. Jednak ta forma podróży jest najmniej polecana. Jest mało bezpieczna, niesamowicie męcząca ze względu na hałas i mało komfortowa, gdyż wszyscy i wszystko w czasie podróży zostaje całkowicie przemoczone. No ale zdarzają się chętni... 


Dopływamy już do przystani przy jaskiniach Pak Ou...





A na koniec film z pływania po Mekongu...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz