poniedziałek, 6 maja 2024

Okolice Hpa-an - jaskinia Kaw Ka Thaung

Plan na kolejny dzień został potwierdzony już poprzedniego wieczoru. Hotel River View w swojej ofercie ma gotowe wycieczki, a że plan i cena były zgodne z naszymi oczekiwaniami zamówiliśmy wycieczkę i po śniadaniu spotykamy się z naszym kierowcą, z którym spędzimy cały dzisiejszy dzień. 


W okolicach Hpa-an jest bardzo wiele jaskiń, które w czasach historycznych przekształcone zostały w świątynie. Zwiedzanie rozpoczynamy od jaskini - świątyni Kaw Ka Thaung (czasem pisana jako Kawt Ka Taung). I to właściwie jedyna konkretna informacja na jej temat w zbiorach google.



Drogę do bramy świątyni wskazuje rozciągnięta wzdłuż drogi procesja figur mnichów czy też arhantów prowadzonych przez osobę wyższej rangi w ceremonii zbierania darów czyli alms...


Na teren świątyni prowadzi okazała brama z zupełnie niezrozumiałym napisem "Więzienie Koki, Król Wa Kyatsu".  Niestety nie udało mi się znaleźć żadnego wyjaśnienia tego napisu. Może należałoby szukać go w miejscowych podaniach, ale do nich dostępu brak...


Za bramą przed wejściem do jaskini rozciąga się plac i ogród - park współczesnych rzeźb przedstawiających wśród zieleni postać Buddy w różnych pozach.



Na wejściu do jaskini po raz pierwszy widzimy produkt lokalnych zwyczajów. Otóż darczyńcy ozdabiali mury, w tym wypadku skały, miejsc kultu wotywnymi tabliczkami z wizerunkiem Buddy. Czasami też fundowali całe konstrukcje...


W tym przypadku pochód arhatow nosi podpis: "Darowizna rodziny Daw Muidusin, wieś Kawkasain".  

  




Miejsce święta, ale biznes musi się kręcić, więc można przed grupą posągów ustawić stolik i traktować to miejsce jako tymczasowy bufet...


Posążki, chociaż takie same z wyglądu podarowane zostały do świątyni przez różnych darczyńców, co upamiętniają tabliczki na dole postumentów, na których figury są ustawione.



Te dwa rzędy posążków prowadzą do głównego "ołtarza" jaskiniowej świątyni. Na skalnym sklepieniu widać też kolejne wotywne tabliczki i miejsca po tych, które z biegiem lat odpadły...












 


Obok tego posążku znajduje się spore przewężenie prowadzące w głąb jaskini.


I wszystko wskazuje na to, iż ta niewielka komora, którą jaskinia się kończy, miała największe znaczenie, bo niby z jakiego innego powodu wierni odwiedzający jaskinię mieliby pokrywać złotym liściem, tak szczerozłotym, wejście i prowadzący w głąb korytarz...



Niewielka wnęka, odcięta zdobioną kratą, mieści kilka niewielkich figurek i złotą stupę...






Wapienna jaskinia posiada kilka, ale niezbyt okazałych form naciekowych, charakterystycznych dla wapiennych karstów. 



Wychodzimy z jaskini, gdzie panuje jednak spory zaduch. Jeszcze zdjęcia z wężem Naga...


... i już możemy przyjrzeć się czym handlują lokalne gospodynie. Ciekawość wzbudzają przede wszystkim te kawałki drewna i znajdujące się nad nimi jakieś kostki i wypraski z foremek... 


Krótka rozmowa na migi i już wszystko wiemy. Otóż te kawałki drewna ściera się na proszek i jak puder birmańskie kobiety nakładają go na policzki dla ochrony cery przed słońcem. A gdy któraś jest wygodna i chce uniknąć procesu ścierania to kupuje gotowy prasowany proszek, coś jak puder w kamieniu.


Inne obecne na straganie produkty to składniki tradycyjnej medycyny ludowej.


Bardzo popularne są też wyroby z bursztynu.


Przy jaskini znajduje się też niewielki staw z pomostem, altaną i pomnikiem ryby...




W naszym planie na dziś świątyń mamy kilka, więc jedziemy dalej. Tym razem podróż jest nieco dłuższa, gdyż do kolejnej jaskini - Saddan jest około 20 km. Możemy więc pooglądać lokalne krajobrazy oraz zobaczyć w jakich domach mieszkają tutejsi rolnicy.















I tak w upale i kurzu dojechaliśmy do jaskini Saddan. Ale o niej kolejny wpis.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz