środa, 17 kwietnia 2024

Powrót z Nairobi do Polski.

 Opuściliśmy nasz Chester Hotel & Suites około 20:15 i sprawnie, omijając płatną autostradę, tylko raz zahaczając lusterkiem o lusterko innego samochodu, dojechaliśmy na lotnisko. 

Tutaj jak zwykle na lotnisku kontrola bezpieczeństwa, już na drodze dojazdowej. Nic nie rozśmieszyło nas bardziej niż wielkie tablice o treści "Strefa wolna od korupcji". Dalej jeszcze krótki dojazd do terminala, odprawa biletowa i bagażowa, jeszcze raz kontrola bezpieczeństwa i już jesteśmy przy naszym gate 24, z którego o godzinie 23:50 mamy wyruszyć samolotem Kenya Airways do Paryża. Jest OK... 



Ale jakoś tak czas upływa i nic się nie dzieje. Mija godzina boardingu i nic. Mija godzina planowanego odlotu i nic. Czas płynie i nic się nie dzieje. Około pierwszej w nocy rozlega się komunikat, po którym wśród pasażerów oczekujących na ten lot zaczyna się nerwowy ruch. Po komunikacie powtórzonym w języku angielskim wiemy już, że nasz samolot ma usterkę techniczną i dzisiejszy lot zostaje odwołany. Wszyscy ruszają do stanowiska odpraw, gdzie w totalnym bałaganie  pasażerowie otrzymują przydział noclegu oraz dalsze informacje odnośnie lotów. My mamy lecieć rano lotem Air France ale najpierw trafiamy do dość luksusowego hotelu Weston.



Piękny luksusowy hotel. Bardzo ładne pokoje. Tylko co nam z tego jeżeli spać idziemy prawie o 4:00 rano a o 8:00 musimy być gotowi na transfer na lotnisko. A trzeba jeszcze zjeść śniadanie, bo co będzie dalej nie do końca wiadomo... Wprawdzie mamy karty boardingowe na lot AF 1146 0 9:30, ale jak to będzie, to się okaże...





Idziemy do naszego pokoju, szybki prysznic i spać...








Może i miło byłoby pomieszkać w tym hotelu...




... ale trzeba jechać na lotnisko. Niestety zdążyliśmy tylko zjeść szybkie śniadanie i przyjechał po n do busik...


Po przyjeździe na lotnisko okazuje się, że panuje totalny bałagan. Nikt nie wie do końca kto poleci kiedy i jakim lotem. Po dłuższym oczekiwaniu dowiadujemy się, że jednak do Paryża nie polecimy, gdyż nie było możliwości znalezienia dla nas biletów na trasę Paryż - Warszawa. W konsekwencji chyba polecimy jeszcze dziś, liniami KLM przez Amsterdam. I wylot będzie o 23:59... Ale za chwilę się nami zajmą. No to czekamy...  I nie jesteśmy jedynymi czekającymi...






Po godzinie 10 zostajemy odprowadzeni do kolejnego autobusu i ruszamy w drogę do następnego hotelu.


Jedziemy mając w rękach stare karty boardingowe z adnotacją "Odbiór z hotelu o 19:00" oraz kartę informacyjną co nam się należy a co nie podczas oczekiwania na lot...


Tym razem trafiamy do mniej luksusowego, ale położonego przy drodze na lotnisko i praktycznie w środku nigdzie The Panari Hotel, gdzie spędzimy cały dzień...


Dostajemy całkiem ładny pokó,j gdzie zanim udamy się na zwiedzanie hotelowego kompleksu najpierw chcemy nieco się zdrzemnąć, po krótkiej i dość nerwowej nocy i poranku...




 





Przespaliśmy się do pory obiadowej, przyszedł więc czas by iść na lunch...







Hotelowa restauracja duża, przestronna, ale bufet na lunch raczej średni jeżeli chodzi o wybór dań. Natomiast dania całkiem smaczne...










Z drugiej strony wybór alkoholi w lobby bar ogromny...






Kompleks The Panari to budynek wielofunkcyjny gdzie hotel zajmuje jedynie jego część. Tak więc po obiedzie idziemy popatrzeć, z czego moglibyśmy tu skorzystać... Zaczynamy od basenu...



Dalej znajduje się solidnie wyposażona siłownia...




Poza hotelową restauracją w kompleksie The Panari lokali gastronomicznych jest jeszcze kilka.





Dalej znajduje się zespół kin.


Całkowicie wyjątkowym, jedynym w swoim rodzaju w Afryce jest natomiast całoroczne sztuczne lodowisko dostępne dla wszystkich chętnych... I nie trzeba posiadać własnych łyżew - cały sprzęt dostępny jest na miejscu...



Pierwszy raz widzieliśmy Afrykanów trenujących hokeja... Takie treningi odbywają się wtedy, gdy lodowisko zamknięte jest dla zwykłych gości.











Przy lodowisku znajduje się kolejny lokal gastronomiczny, typu kawiarnia.


Znaczną część parteru zajmuje centrum handlowe, gdzie dostępne jest wszystko poza artykułami spożywczymi...


Wracamy do naszego hotelowego lobby bar na popołudniową kawę.




Przy okazji możemy z tarasu zobaczyć jaki transport miejski na lotnisko oferuje Nairobi.


I tak minął czas do kolacji...




A po kolacji znowu zamieszanie. Pechowych pasażerów odwołanego lotu jest w hotelu kilkanaście osób i tak naprawdę nikt nie wie, kto powinien jechać na lotnisko, a kto poleci  kolejnego dnia. Recepcja dzwoni w różne miejsca i co chwila przekazuje inne informacje - jedziecie - nie jedziecie - jedziecie - może jednak nie tym lotem - no ale jednak chyba lecicie. Ostateczna wersja dla nas jest, że mamy zostać w hotelu do jutra. Jakoś nie jesteśmy przekonani, że to właściwa inormacj........... Nie ma co kombinować. Zgodnie z instrukcją z rana o 19:00 czekamy na transfer na lotnisko.....Jeżeli okaże się, że dzisiaj nie lecimy to zawsze możemy wrócić do hotelu...... Gorzej będzie jeżeli nie stawimy się na lot, który nam zarezerwowano. Znając kenijskie zwyczaje nikt z obsługi lotniskowej nie weźmie na siebie odpowiedzialności za błędne informacje i pozostawi nas bez dalszej pomocy.



Na lotnisku oczywiście ponownie ogromne zamieszanie. Nam udaję się ominąć ogromną kolejkę, w której stoją zdezorientowani pasażerowie pechowego lotu i dotrzeć do chyba jedynej kompetentnej osoby. Okazuje się, że jesteśmy na liście pasażerów lotu i   minutę przed północą polecimy do Amsterdamu liniami KLM... Ciekawe co by było gdybyśmy uwierzyli w informacje Kenya Air i zostali w hotelu?


Jak miło jest w końcu ruszyć i to przyzwoitą linią lotniczą z dobrą obsługą...


W Amsterdamie lądujemy planowo o godzinie 7:15 a lot do Warszawy mamy o 9:40, więc sporo czasu na przesiadkę, teoretycznie nie trzeba się spieszyć.......



Niestety okazuje się, że pandemiczne zmiany na amsterdamskim lotnisku odbijają się czkawką i cierpią na tym pasażerowie. Żeby "wjechać do Europy" musimy przejść przez kontrolę bezpieczeństwa. W kolejce kilkaset osób, wszyscy się spieszą a działają 2, słownie dwa, stanowiska odpraw. Okazuje się, że przedostanie się przez tę kontrolę zajęło nam ponad 3 godziny i nasz samolot do Warszawy już odleciał, gdy zgłosiliśmy się do obsługi KLM. Na szczęście sytuacja taka jak nasza okazała się być w tamtym czasie standardem, więc natychmiast zmieniono nam rezerwację na lot o 14:30.



To jeszcze na lotnisku zjedliśmy azjatycki obiad...




I trzeba przyznać, że ramen był doskonały...


Na ryż z wołowiną też nie można narzekać...




Do Warszawy dolecieliśmy nie tylko dzień później, ale też i po 16:00 zamiast o 11:35. Mało tego. Okazało się że z nami przyleciała tylko jedna walizka. Po trwających dwa dni poszukiwaniach walizka odnalazła się i została dowieziona nam do domu. Niestety w bałaganie na lotnisku w Nairobi, gdy zmieniano nam trasę nie zmieniono trasy na obu walizkach i jedna podróżowała z nami podczas gdy druga poleciała do Paryża... Na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie.
I tak zakończyła się nasza pierwsza i zarazem ostatnia  podróż do Czarnej Afryki. Po prostu nie nasze klimaty, nie nasza kuchnia, nie nasza swoboda i bardzo niemiły brak poczucia bezpieczeństwa zniechęcił nas do tego kierunku. Jednak wolimy Azję... 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz