sobota, 11 kwietnia 2020

Święta w Vigan

Dziś zapowiada się piękny dzień. Rozpoczniemy go od zwiedzania Vigan. Wsiadamy do tuk-tuka i w drogę... A po drodze do centrum wszędzie widać święta...


Zanim zaczniemy zwiedzanie kilka słów o historii Vigan bo trzeba przecież wiedzieć, co się zwiedza.
Zacznijmy od tego, że Vigan było w czasach historycznych wyspą. Z jednej strony Morze Południowochińskie, a od strony wyspy Luzon trzy rzeki - Abra, Govantes oraz Mestizo. Z biegiem lat jednak zamulenie Mestizo spowodowało, że przestała istnieć Wyspa Vigan i miasto uległo stałemu połączeniu z Luzonem. Tak jak historię Polski wielu chciałoby pisać od jej chrztu tak i na Filipinach często utożsamia się początki kraju z przybyciem hiszpańskich kolonizatorów, a to przecież historyczne kłamstwo, bo zanim Hiszpanie podporządkowali sobie mocą miecza i krzyża miejscową ludność na terenie filipińskich wysp istniały plemienne księstwa z własną kulturą i religią, które przybysze zniszczyli, choć nie bez solidnego oporu, w imię jedynej słusznej wiary... Przed przybyciem grabieżców wyspa Vigan, lub też inaczej Bigan, była ważnym centrum wymiany handlowej w basenie Morza Południowochińskiego, gdzie zawijali kupcy po złoto, wosk pszczeli, miód oraz wyroby z całego obszaru Cordillera. Początkowe próby nawracania miejscowych i wprowadzania władz hiszpańskich w miejsce układów plemiennych nie za bardzo się udawały. Misjonarzy albo przepędzano, albo skracano o głowę. W końcu zdecydowano się wysłać w ten rejon pochodzącego z Meksyku kapitana Juana de Salcedo wraz z 70 czy 80 żołnierzami dla opanowania sytuacji na wybrzeżu Los Ilocano. Salcedo wypłynął z Manili 20 maja 1572 i dotarł do Vigan 12 czerwca 1572 r.  Juan de Salcedo założył miasto "Villa Fernandina de Vigan" by uhonorować zmarłego w wieku 4 lat syna króla Hiszpanii Filipa II i ruszył na dalsze podboje. W nagrodę za podboje król nadał mu jako posiadłość znaczną część północnej części wyspy Luzon i nadał tytuł Justicia Mayor de esta Provincia de Ylocos. W styczniu 1574 r Salcedo powrócił do Vigan w towarzystwie kilku mnichów augustianów z misją chrystianizacji podległego mu terytorium. I tak rozpoczęła się na dobre epoka podporządkowania Hiszpanii. Jednak terytoriami Filipin nie zarządzano bezpośrednio z Madrytu tylko pośrednio, z Meksyku. I tak sytuacja skomplikowała się gdy Meksyk zyskał niepodległość w 1821 r i zarządzanie trzeba było przenieść do Madrytu. A że w Hiszpanii sytuacja rozwijała się niekorzystnie dla władzy królowej Izabeli II, co zakończyło się jej obaleniem w rewolucji 1868 r, W prowincjach też zaczęły tworzyć się ruchy rewolucyjne. Filipińczycy zorganizowali swoją rewolucję przeciw władzy Hiszpanów i wojska Armii Rewolucyjnej pod dowództwem Manuela Tinio y Bundoc zdobyły Vigan  13 sierpnia 1898 r. Trwała już wtedy wojna Hiszpańsko-Amerykańska i tego samego dnia Hiszpanie poddali Amerykanom Intramuros w Manili. Z Vigan ucielka większość ludności hiszpańskiej w tym biskup i zakonnicy-księża. Gen. Tinio założył więc swoją Kwaterę Główną w pałacu biskupim. Spokój nie trwał jednak długo. Wystarczył jeden strzał na przedmieściach Manili 4 lutego 1899 by rozpętać wojnę Filipińsko-Amerykańską. Wojska amerykańskie zdobyły Vigan 27 listopada 1899 r. Generał Tinio próbował odbić Vigan 4 grudnia. Nocą filipińscy żołnierze łódkami spłynęli po rzece Mestizo i próbowali zaskoczyć Amerykanów, jednak próbę odkrył amerykański partol i wszczął alarm. No i okazało się, że mimo teoretycznej przewagi liczebnej Filipińczycy nie mogli nawet marzyć o zwycięstwie. Bitwa w Vigan trwała około 4 godzin - zginęło 8 Amerykanów podczas gdy po stronie Filipińczyków odnotowano 40 zabitych i 32 wziętych do niewoli... Gdy zakończyła się wojna do Vigan powrócił spokój i miasto powoli rozwijało się aż do II Wojny Światowej. Vigan zostało zaatakowane w czasie inwazji japońskiej na Filipiny jako jedno z pierwszych miejsc już 10 grudnia 1941. Okupacja trwała do 1945 r.
Od 1999 r Vigan znajduje się na Liście UNESCO. No to ruszamy na zwiedzanie.  


Chyba najbardziej popularnym sposobem zwiedzania Vigan jest przejażdżka konną dorożką zwaną calesa czyli można byłoby to przełożyć na nasze jako kolaska. My zostawiamy sobie tę atrakcję na później, a w pierwszej kolejności idziemy na długi spacer.


















Najlepiej utrzymane są budynki historyczne wzdłuż głównej ulicy Calle Crisologo. Pełno tu sklepików z pamiątkami, restauracji, kafejek... Nieco gorzej wyglądają budynki przy innych uliczkach starego miasta...









Dobry blaszak nie jest zły - szczególnie gdy karoserię zrobiło się samemu z nierdzewki...







Miasto niby dba o czystość, niby nakłada kary za śmiecenie, ale nie do końca to wychodzi. Palenie  dozwolone jest tylko w wyznaczonych miejscach, ale nikt nie wie gdzie one są. Gdy chcieliśmy zapalić i zapytaliśmy stojącą przed ratuszem parę: Policjant - Ochroniarz ratusza, gdzie jest to dozwolone, policjant stwierdził palcie tu, a ochroniarz jako gentleman podsunął Małemu swoje krzesełko... Tak życie spotkało się z teorią...








Na pragnienie oczywiście najlepszy jest świeżo-wyciskany sok z trzciny cukrowej, który posiada wiele wymienionych na tablicy zalet dla zdrowotności...





















Pomnik Ojca Jose P. Burgos upamiętnia pochodzącego z Vigan księdza uznanego za jednego z trzech księży obok  Jacinto Zamora i Mariano Gómez uwikłanych w rebelię przeciw władzom hiszpańskim, oskarżonego w bardzo wątpliwym procesie, w którym wykorzystano fałszywych świadków, wątpliwe dowody i w którym obrońcy oskarżonych odegrali wręcz rolę ich oskarżycieli. Wszyscy trzej oskarżeni skazani zostali na karę śmierci, którą wykonano w Manili 17 lutego 1872 r poprzez zastosowanie garoty - takiego miłego urządzenia wynalezionego przez świętą inkwizycję do duszenia skazańca przy pomocy opaski na szyję i śruby. 










Postój kolasek znajduje się przy Plaza Burgos od strony katedry. Wprawdzie wcześniej wiele razy woźnice zaczepiali nas, żeby skorzystać z ich usług, ale postanowiliśmy wybrać sobie woźnicę na postoju... No a gdy okazało się, że wśród oczekujących na klientów woźniców jest kobieta, to kobieca solidarność Małego kazała nam jechać z nią. I choć nie była pierwsza wśród czkających na zarobek to koledzy bez oporów zgodzili się, żeby minęła kolejkę i jechała z nami...



Przez prawie godzinę bujaliśmy się po uliczkach miasta zanim wróciliśmy do miejsca startu. A przyjemność ta kosztowała nas PHP 150 za godzinę...















Przejedźmy się tą kolaską po Vigan...


No wystarczy już tego zwiedzania. W końcu jest pierwszy dzień świąt, w hotelu jest basen a my mamy swoje zapasy... Wracamy i świętujemy... Ale najpierw trzeba było sprawdzić prezenty...




Najpierw pierwsza ustawka...



Najpierw bąbelki...



Do drugiej ustawki kelner przyniósł wiaderko lodu...


Później ciężka praca barmana...







I tak do zachodu słońca...



A gdy zaszło słoneczko przekonaliśmy się w naszym patio, że hotelowa kuchnia była super smaczna



Pieczony ryż z sosem i krewetki w tempurze... Tego nam było trzeba...



A jutro znowu w drogę... Tym razem na 100 wysp...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz