poniedziałek, 18 marca 2024

Diamonds Leisure Beach & Golf Resort - gastronomia główna

Oferta gastronomiczna Diamonds Leisure Beach & Golf Resort nie powala obfitością możliwości wyboru. Podobno jednak nie w ilości a w jakości siła, więc pokażę czego możemy spodziewać się po tutejszych restauracjach.

Ponieważ pobyt rozpoczęliśmy od kolacji w głównej restauracji, więc i od niej zacznę. Podstawowa restauracja hotelu nazywa się Diani Restaurant i obsługuje podstawowe trzy posiłki dziennie. Śniadania serwowane są od 7:00 do 10:00, lunch od 13:00 do 14:30 a kolacja od 19:30 do 21.30. Wszystkie te posiłki z zasady serwowane są w formie bufetu (chyba, że liczba gości w hotelu jest tak niewielka, że po prostu bufetu nie opłaca się ustawiać i wtedy posiłek jest serwowany według wyboru z karty o bardzo ograniczonym zakresie, czego doświadczyliśmy raz podczas pobytu). Restauracja dzieli się na trzy części. Idąc od recepcji przechodzi się przez salę, w której przygotowane są stoliki dla gości, którzy nie mają wykupionej opcji all i którzy obsługiwani są według zamówień z karty. Następnie znajduje się stanowisko kierownika sali, który zaznacza według numerów pokojów gości uprawnionych do korzystania z all inclusive i wchodzi się do sali, która w całości przeznaczona jest na bufet. Potem przechodzi się do okrągłej sali otoczonej zewnętrznym balkonem i tu można wybrać sobie stolik albo wewnątrz albo na zewnątrz. 


Sala bufetowa podzielona była na trzy części. Pierwsza to stanowisko dań gotowych - kochery z ryżem, warzywami, daniami indyjskimi i gotowymi gulaszami. Tutaj dominowała kuchnia azjatycka i afrykańska. Ale bez wodotrysków...


Znacznie ciekawiej przedstawiała się druga część bufetu - stanowiska, przy których kucharze przygotowywali dania na bieżąco, zgodnie ze wskazaniami klientów. Było więc stanowisko makaronów w stylu włoskim, stanowisko kurczaka, stanowisko steków i stanowisko ryb. I tutaj można było wybrać faktycznie smacznie przygotowane produkty do komponowania zestawu.


Trzecim komponentem sali była centralna wyspa, która z jednej strony oferowała przekąski, warzywa i sałatki a z drugiej desery i owoce. Co do sałatkowo przystawkowej części to wybór nie łapał za serce ale wytłumaczeniem dość ubogiego zestawu było słabe obłożenie hotelu - podczas naszego pobytu wynosiło ono około 20%.




Na jednym końcu tej wyspy mieściły się zawsze dwa kochery zawierające dwie różne zupy - z zasady typu zupa-krem i mnie osobiście zupy bardzo pasowały. Porowa, szparagowa, cebulowa itd... Jako dodatek do zup zawsze dostępne były przygotowywane w miarę potrzeb grzanki.


Podczas gdy Dużego bardziej interesował szczyt bufetu z zupami Mały był znacznie bardziej zainteresowany kucharzem, który na przeciwległym krańcu wyspy obsługiwał piec tandori i wypiekał na życzenie klientów placki naan.


Najprzyjemniej dla oka, a i bardzo pozytywnie smakowo, prezentowała się strona owocowo cukiernicza. Wyroby cukiernicze prezentowały się bardzo ładnie i były pyszne w smaku. I ich oferta ulegała ciągłym zmianom z posiłku na posiłek...






Jeśli chodzi o owoce, to są to jednak produkty sezonowe, o danej porze roku dostępne na rynku i praktycznie ten zestaw pozostawał stale taki sam - arbuz, melon, papaja, ananas i  maracuja...  




Jeżeli chodzi o napoje do posiłków to ten zestaw był całkowicie typowy - wino białe, czerwone, rose, napoje bezalkoholowe i oczywiście kawa lub herbata. Napoje do stolików przynosili kelnerzy (i nie zawsze szło to zbyt sprawnie), ponieważ przygotowaniem wszystkich napojów zajmował się główny bar położony spory kawałek od sali restauracyjnej, co powodowało czasem, że na kieliszek wina trzeba było dość długo poczekać. Ale w końcu docierał...


Główna sala restauracyjna nie jest zbyt wielka, ale podczas naszego pobytu, ze względu na niewielką liczbę gości w hotelu, problemu z miejscami nie było. Inaczej może to wyglądać, gdy hotel jest pełny...


Raz zdecydowaliśmy się zjeść śniadanie na tarasie otaczającym restaurację jednak zrobiliśmy to tylko raz, ponieważ mocny wiatr pomimo pięknej pogody i dość wysokiej temperatury, po prostu przeszkadzał.


Jak widać na zdjęciach powyżej i poniżej wybór menu śniadaniowego był całkiem satysfakcjonujący. Egg station oferowała jajka w różnej formie, był przysmażany na życzenie gościa bekon, była szynka, inne wędliny, kilka rodzajów sera, kilka rodzajów pieczywa, warzywa i oczywiście owoce. Była też owsianka i kilka rodzajów płatków śniadaniowych, ale to nie nasza bajka... Oczywiście soki i kawa w różnych wersjach oraz herbata. Kawę przygotowywała kelnerka korzystając z kawy instant... Były też potrawy kuchni lokalnej i indyjskiej.




Z zasady jemy śniadania i kolacje i nie marnujemy czasu na powroty do hotelu na lunch. W konsekwencji zdjęcia z restauracji to głównie śniadania i właśnie kolacje... 



















Zawsze można było posiłek zakończyć przyzwoitym deserem - ciastem i owocami...







Jednego dnia w hotelu było ogółem około 20 gości i tego dnia zamiast bufetu kolacja oferowana była w formie serwowanych dań z karty. Wybór niewielki, czas oczekiwania długi a smakowo bardzo przeciętnie... Na szczęście zdarzyło się to tylko raz podczas naszego pobytu...

 


Ściany restauracji zdobiły typowe kenijskie maski.



Na koniec drobne odniesienie do owoców. Maracuja była obecna w bufecie owocowym przy każdym posiłku. Ta kenijska była z pewnością bardzo zdrowa, ale jednocześnie mocno kwaśna. Warto więc wspomnieć, że fachowo po polsku maracuja to męczennica jadalna...



Dodatkowym posiłkiem był serwowany na tarasie podwieczorek, ale nie zauważyliśmy tam nic, co zwróciłoby naszą szczególną uwagę...

Podsumowując, gastronomia główna w hotelu Diamonds Leisure Beach & Golf Resort była na poziomie akceptowalnym ale maksymalnie na poziomie 3*** może z lekkim plusem. Po hotelu tej klasy można byłoby oczekiwać czegoś więcej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz