niedziela, 3 marca 2019

Paradise Island

Dzisiejszy dzień to zaplanowana wycieczka na Paradise Island. A tu wokół leje. Wiemy też, co dzieje się na Haiti. Czyżby więc nasza wycieczka miała nie odbyć się? Autokar przyjeżdża o wyznaczonej godzinie, a nasz przewodnik uspokaja, że tam gdzie jedziemy pogoda jest dużo lepsza... No to w drogę...
I faktycznie, przejeżdżamy na drugą stronę tunelu i pogoda zdecydowanie się poprawia. Gdy docieramy na miejsce, z którego na Paradise Island popłyniemy szybkimi łodziami świeci słoneczko... Czyli jest dobrze...




 Ładujemy się na łódkę i zakładamy kapoki, a dwa silniki obiecują niezłą jazdę...


I faktycznie, kwadrans jazdy na wysepkę był super, tym bardziej, że nasz kapitan silników nie oszczędzał. No a sama Paradise Island to łacha piasku w środku nigdzie o wielkości większego znaczka pocztowego - ze 150 m wzdłuż i z 50 wszerz... A w koło ciepła woda... Jest dobrze...








 Woda fantastycznie przejrzysta, więc będziemy snurkować...











Każda łódka ma swój daszek, a pod nim zimne napoje, owoce i oczywiście rum...




Mały odprawił modły do słoneczka...














 Zabawa była świetna ale czas wracać. Po drodze popływaliśmy trochę między namorzynami.





 Niestety krokodyli nie spotkaliśmy, bo podobno ich tu nie ma. Ale kto to wie???




No i wracamy na piękną plażę, z której rozpoczynaliśmy nasz rejs. Piaseczek jest faktycznie biały, aż świeci się w słoneczku...





Podstawowy towar handlowy miejscowych to muszle.


Natomiast warunki, w jakich żyją z naszej perspektywy byłyby nie do zaakceptowania... I na szczęście tajfun przeszedł bokiem, bo wyobrażamy sobie co stałoby się z tymi domkami przy wietrze o prędkości ponad 100 km/h...


No to jedziemy na obiad do restauracji z takimi widokami przy lokalnym jedzeniu.





No a po lunchu cieszymy się jeszcze przez chwilę słoneczkiem, po czym przejeżdżamy przez tunel i leje... Zatrzymujemy się w dużym sklepie z pamiątkami a to, co dzieje się za drzwiami nie napawa optymizmem...




Taki deszcz nazywają "string rain" bo nie kapią poszczególne krople tylko z nieba leją się "sznurki deszczu".








 Po powrocie do hotelu okazuje się, że przestało lać i robi się bardzo przyjemny wieczór...








  Nad Pico Isabel de Torres zachodzi słoneczko












No to po udanym dniu idziemy na kolację...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz